Kamikaze - Boski wiatr



Wybór pierwszego pilota kamiakdze

Po zatwierdzeniu pomysłu Onishiego należało wybrać kogoś, kto pierwszy wykona samobójczy lot. Rikihei Inoguchi dobrze pamięta okoliczności wyboru pierwszego pilota Kamikaze.
"Po wyjściu admirała, Tamai zabrał się do pracy. Od chwili gdy Ohnishi wspomniał o możliwości zastosowania taktyki samobójczego ataku zastanawiał się, którym pilotom powierzyć wykonanie misji.
Obecnie 201. Grupa Powietrzna liczyła zaledwie jedną trzecią swojego stanu wyjściowego, ale twarde warunki bojowe wzmocniły ducha pilotów i nadały ich umiejętnościom ostateczny szlif. Stali się grupą niezłomnych weteranów o wyjątkowo wysokim morale. Komandor porucznik Tamai, który zaszczepiał w nich ideały w okresie szkolenia, a od chwili wcielenia do regularnych jednostek bojowych dzielił z nimi trudy ciężkich walk, był przywiązany do tych młodych ludzi jak ojciec do własnych dzieci. Piloci też żywili rodzinne uczucia względem Tamai i dawali temu wyraz przy każdej nadarzającej się sposobności. On zaś pragnął, aby ci ludzie w jak najbardziej wartościowy sposób służyli swojej ojczyźnie. Nic więc dziwnego, że o nich myślał teraz przede wszystkim.
Komandor porucznik Tamai, po konsultacji z dowódcami eskadr, zarządził niezwłoczną zbiórkę wszystkich podoficerów bazy — razem 23 osoby. Przedstawił im krytyczną sytuację, w jakiej znalazły się siły japońskie i wyjaśnił propozycję admirała Ohnishi. Podkreślił, że jej akceptacja jest całkowicie dobrowolna. Po wystąpieniu Tamai zgromadzonych pilotów ogarnęło entuzjastyczne podniecenie —jakaś zbiorowa patriotyczna euforia. Wszyscy poprosili o przydział do organizowanej ochotniczej jednostki. Na zakończenie Tamai podziękował lotnikom za wzorową postawę, podkreślił konieczność utrzymania misji w ścisłej tajemnicy, po czym odesłał pilotów do ich kwater.
Do mnie przyłączył się po północy. "Inoguchi — rzekł — oni są tacy młodzi. Nie rozumieją tego, co dzieje się w ich sercach. Ale gdybyś widział ich oczy! Nigdy nie zapomnę wyrazu determinacji na tych twarzach. Wiem, że dla nich to szansa pomszczenia swoich towarzyszy, którzy polegli w ciężkich bitwach na Marianach, Palau i Yap. Ten entuzjazm to płomień w ich sercach rozniecany żarem młodości".
Skład jednostki samobójczej mieliśmy więc zapewniony. Ale komu powierzyć dowództwo nad tymi wspaniałymi młodymi ludźmi?
Rozważaliśmy różne kandydatury. Zasugerowałem, że grupie tej powinien przewodzić absolwent Akademii Marynarki. Tamai podzielał mój pogląd. Dla niego idealnym wyborem byłby Naoshi Kanno. Niestety, Kanno był nieobecny — wypełniał ważną misję w Japonii. W głębokim zamyśleniu Tamai raz po raz powtarzał półgłosem:
"Gdybyż tylko Kanno był tutaj..."
Kilku pilotów posiadało wymagane kwalifikacje, ale do tej misji potrzebowaliśmy najlepszego. Miał to być człowiek o nieskazitelnym charakterze i wysokich umiejętnościach. Komandor porucznik Tamai wahał się, ważył za i przeciw, zmagał się z sobą, aż ostatecznie za najgodniejszego uznał Yukio Sekiego i jemu postanowił powierzyć dowództwo.
Kapitan Seki był pilotem bombowców szkolonym do operacji przeprowadzanych z lotniskowców i niewiele latał na myśliwcach. Został przeniesiony z Formozy mniej więcej przed miesiącem. Tamai, zajęty organizowaniem załóg do walki z nieprzyjacielem i zmagający się ze skutkami nalotów amerykańskich, nie miał wówczas wiele okazji do rozmów z kapitanem Seki. Ale już po kilku dniach pobytu w bazie młody kapitan wyraźnie szukał kontaktu z komandorem. Przy każdej nadarzającej się okazji wyrażał swoje opinie na temat bieżącej sytuacji na froncie i gorliwie zabiegał o możliwość uczestniczenia w akcjach bojowych. Powtarzało się to tak często, że pomimo jego niedługiego stażu w Grupie, komandor porucznik Tamai wybrał właśnie jego: musiał dostrzec jakiś szczególny rys charakteru Seki, wyróżniający go spośród innych pilotów.
Pamiętałem go z jego czasów studenckich — wykładałem wówczas w Akademii Marynarki — i nie miałem wątpliwości, że nadaje się on na dowódcę tej szczególnej jednostki. Ponieważ byliśmy zgodni w wyborze, należało natychmiast przystąpić do działania. Wysłaliśmy ordynansa z rozkazem do kapitana Seki: miał się natychmiast stawić przed nami.
Noc była ciemna i spokojna. Siedzieliśmy w milczeniu w saloniku dla oficerów, wsłuchani w kroki ordynansa milknące gdzieś na górze. Myślałem o Sekim — spał teraz, nieświadomy swojego przeznaczenia. Jakie obrazy widział w swoim śnie?
Chwilę później ktoś szybko zbiegł po schodach i w drzwiach ukazała się wysoka sylwetka kapitana. Widać było, że zerwał się w pośpiechu — jego mundur nie był przepisowo dopięty. Gdy wszedł, zwrócił się bezpośrednio do Tamai'ego: "Pan mnie wzywał, panie komandorze?"
Tamai gestem wskazał mu krzesło, poklepał po ramieniu i rzekł: "Seki, sam admirał Ohnishi przybył tutaj, do 201. Grupy Powietrznej, aby przedstawić plan o kluczowym znaczeniu strategicznym dla Cesarstwa. Plan ten opiera się na specjalnych bojowych lotach myśliwców. Nasze Zera, niosące 250 kilogramowe ładunki mają lotem nurkowym wbijać się w pokłady lotniskowców wroga w celu wyłączenia ich z działań operacyjnych. W obecnej sytuacji wojennej to jedyny sposób zapewnienia powodzenia operacji "Sho". Formacje szturmowe będą w całości składać się z ochotników. Rozważamy możliwość powierzenia ci dowództwa takiej jednostki. Co o tym sądzisz?"
Ostatnie słowa komandor porucznik Tamai wypowiadał ze łzami w oczach.
Nastała cisza. Seki zamknął oczy i z zaciśniętymi szczękami trwał bez ruchu, pogrążony we własnych myślach. Mijały sekundy — jedna, trzy, pięć... W końcu Seki przesunął dłońmi po swoich gęstych, długich włosach i cicho, z wolna podnosząc głowę, powiedział: "Panie komandorze, pan musi mi na to pozwolić."
Gęsta, duszna atmosfera uległa natychmiastowemu rozładowaniu. Wydawało się, że niewielkie pomieszczenie nagle wypełniło się jasnością, jakby rozproszyły się ciężkie chmury, pozwalając światłu księżyca przeniknąć do wnętrza pokoju
".
Po otrzymaniu zgody od Tamai, Seki wstał, zatoczył się i przy pomocy Inogouchi wyszedł z sali. Na zewnątrz budynku Inogouchi zapytał go czy jest żonaty. Kiedy się dowiedział, że jest nowożeńcem, smutno się uśmiechnął i powiedział — "żona będzie z Ciebie dumna". Po chwili obaj wrócili budynku.

Inoguchi dalej wspominał:
Przed nami siedział pierwszy oficjalny ochotnik specjalnej jednostki szturmowej.
Tamai krótko podziękował porucznikowi i bez zwłoki przystąpiliśmy do rozmów organizacyjnych. Dykusja była rzeczowa — każde słowo wypowiadane przez Seki utwierdzało mnie o słuszności naszego wyboru.
W czasie omawiania struktury formacji przyszła mi do głowy pewna myśl: "Ponieważ jest to misja specjalna, powinniśmy znaleźć odpowiednią nazwę dla naszej jednostki." Tamai przytaknął, a ja zaproponowałem: "Co panowie sądzicie o nazwie: jednostka "Shimpu"? ("Shimpu" jest innym sposobem odczytywania ideogramów oznaczających kamikaze.) "Wspaniale", zgodził się Tamai, "będziemy potrzebować boskiej potęgi kamikaze dla powodzenia naszego przedsięwzięcia."
Po tych słowach zatoczył się i przy pomocy Inogouchi wyszedł z sali. Na zewnątrz budynku Inogouchi zapytał go czy jest żonaty. Kiedy się dowiedział, że jest nowożeńcem, smutno się uśmiechnął i powiedział — "żona będzie z ciebiej dumna".
Zostawiłem Seki i komandora porucznika. Udałem się do wiceadmirała Ohnishi, aby zameldować mu o zorganizowaniu jednostki. Zapukałem i wszedłem. W pokoju nie paliło się żadne światło, ale poświata rozgwieżdżonego nieba rozjaśniała pomieszczenie na tyle, że wyraźnie widziałem postać leżącą na polowym łóżku przy drzwiach. Od zakończenia naszego spotkania admirał leżał w tym ciemnym pokoju samotny ze swoimi myślami i niepokojem w sercu.
Wstał, a ja zacząłem składać mu raport: "Panie admirale, do przeprowadzenia samobójczych ataków zgłosiło się 23 ochotników. Ich dowódcą mianowaliśmy kapitana Seki, absolwenta Akademii Marynarki. Ponieważ jest to wyjątkowe zadanie prosimy, aby nadał pan jednostce specjalną nazwę. Wraz z komandorem porucznikiem Tamai proponujemy żeby zwać ją jednostką "Shimpu".
Admirał Ohnishi skinął głową na znak zgody. Był wczesny ranek, 20 października 1944 r. Oficjalny meldunek sporządzono natychmiast i przesłano do dowództwa bezzwłocznie po złożeniu podpisu przez admirała. Jego treść sprowadzała się do następujących zdań:
"201. Grupa Powietrzna zorganizuje specjalny korpus szturmowy i podejmie się zniszczenia, bądź unieruchomienia lotniskowców nieprzyjaciela na wodach wschodniego terytorium Filipin. Dokona tego, w miarę możliwości, do dnia 25 października 1944 r. Korpus będzie nosił nazwę jednostka Szturmowa "Shimpu". W skład jej wejdzie 26 myśliwców, z których połowa dokona samobójczych misji, natomiast pozostałe będą ich eskortą. Jednostka zostanie podzielona na 4 sekcje, zwane: "Shikishima", "Yamato", "Asahi" i "Yamazakura". Dowódcą jednostki został porucznik Yukio Seki".
"
Nazwy te zaczerpnięto z waka (poematu) autorstwa Norinaga Motoori, narodowego twórcę z okresu Tokugawy. "Shikishima no Yamato — gokoro wo hito towaba Asahi ni niou Yamazakura — bama (Duch Japończyków jest jak kwiecie górskich wiśni błyszczących w porannym słońcu)".
Admirał Onishi był zadowolony, gdy kapitan Yukio Seki, absolwent Akademii przyjął propozycję dowodzenia korpusem. Onishi powrócił z Clark Field wieczorem, 20 października. Entuzjastycznie opowiadał o korpusie kamikaze. "Lotnicy są chętni i prezentują dobry zespół. Poprosili mnie o zgodę na opracowanie szczegółów operacyjnych. Przystałem na to".

Yukio Seki - pierwszy oficjalny Kamikaze

Yukio Seki urodził się w 1921 roku w Iyo Saijo - czarującym, cichym miasteczku na wybrzeżu morza wewnętrznego na wyspie Sikoku. Gdy był małym chłopcem, matka rozwiodła się z ojcem, który później pracował jako kupiec antyków w Osace. Ojciec Seki był pacyfistą odmawiającym udziału w jakichkolwiek działaniach wojennych. Sam w wojsku nie służył, ale w Chinach zabitych zostało trzech z jego czterech braci.
Yukio, ich jedyny syn, został wychowany przez matkę. Oboje mieszkali samotnie w małym domu między apteką a sklepem, frontem zwróconym do głównej ulicy miasta. W gimnazjum Yukio grywał w tenisa; został kapitanem drużyny tenisowej. Był nadzwyczajnym zawodnikiem i pewnego razu jego drużyna zdobyła mistrzostwo w Turnieju Tenisowym Gimnazjum Shikoku.

Kapitan Yukio Seki Fotografia 11. Kapitan Yukio Seki.

Chociaż chciał pójść do szkoły średniej, sytuacja finansowa rodziny nie pozwoliła mu na to. W 1938 roku zdawał egzaminy wstępne zarówno do Akademii Marynarki, jak i Armii. Został przyjęty do obu, lecz wybrał tę pierwszą. Po skończeniu Akademii Marynarki w Etajima w 1941 roku został skierowany na pancernik "Fuso", a następnie w czerwcu tego samego roku mianowany na pierwszy stopień oficerski, porucznika. Szybko przeniesiono do na lotniskowiec "Chitose" i pośrednio uczestniczył nawet w historycznej bitwie o Midway, lotniskowiec bowiem stanowił część drugiej siły wsparcia, podążającej za głównymi siłami.
Koledzy Sekiego dostrzegali jego wszechstronność, w tym zainteresowanie sztuką. Jednym z jego hobby było rysowanie. W szkicowniku, który miał ze sobą na statku, dużo rysował, gdy nie był akurat na służbie.
W listopadzie 1942 roku wrócił do Japonii i zapisał się do Szkoły Lotnictwa Marynarki Wojennej Kasumigaura w prefekturze Ibaragi. Po zakończeniu szkolenia podstawowego Seki został przeniesiony do bazy Powietrznej Marynarki Usa w prefekturze Oita na przeszkolenie na pilota myśliwca bombardującego, startującego z lotniskowca. W styczniu 1944 roku został instruktorem pilotażu w Szkole Lotnictwa Marynarki Kasumigaura. Gdy był w szkole, zaprzyjaźnił się z Watanabami - rodziną mieszkającą w Kamakurze. Seki znał tę rodzinę od dwóch lat. Podobała mu się Mariko, jedna z córek. Gdy pił wraz z kolegami instruktorami, jeden z nich zaproponował, by wszyscy ożenili się w Dniu Marynarki, który przypadał 27 maja. Była to rocznica zwycięstwa narodu w bitwie o Cuszimę w trakcie wojny rosyjsko-japońskiej. Wszyscy się zgodzili.
W ten sam weekend Seki poszedł do Kamakury i odwiedził Watanabów. Oświadczył się Mariko w obecności jej matki. Mariko przyjęła oświadczyny. Młodzi pobrali się w Klubie Oficerów Marynarki w Tokio 31 maja 1944 roku. Matka Sekiego, Sekae, była jedynym członkiem rodziny ze strony pana młodego obecnym na ceremonii zaślubin i weselu. Mieszkała z młodą parą prawie przez miesiąc, zanim wyprowadziła się od nich, mówiąc, że nowożeńcy powinni mieć trochę czasu dla siebie.
Para wkrótce przeprowadziła się do nowego domu w pobliżu szkoły lotnictwa. We wrześniu 1944 roku Seki został przeniesiony do Tainan na Formozie (obecnie Tajwan) jako instruktor pilotażu w bazie powietrznej. Z uwagi na niepewność utrzymania się na tym stanowisku pozostawił Mariko w domu. Trzy tygodnie po przybyciu do bazy powietrznej marynarki w Tainan został znowu przeniesiony, tym razem do 201. Skrzydła Powietrznego marynarki w bazie powietrznej Nicholas w Luzon, na Flipinach, jako dowódca 301. Jednostki Myśliwców. Gdy naloty Amerykanów stały się coraz częstsze, skrzydło przeniosło się do bazy Mabalacat.

Yukio Seki - druga strona medalu

Na pomniku stojącym w Mabalacat, byłej bazie Kamikaze na Filipinach, widnieje napis: "Porucznik Yukio Seki był pierwszą oficjalną bombą ludzką". Na pomniku widnieje też data tej pierwszej oficjalnie zatwierdzonej misji samobójczej: 25 października 1944 roku. Wymieniono na nim także szkody, które poniosła amerykańska flota w tym dniu na wodach filipińskich.

Tak naprawdę Yukio Seki zgodził się zostać "pierwszą oficjalną bombą ludzką", mimo że wewnętrzny głos mówił mu, iż pilot z jego doświadczeniem i talentem mógłby służyć narodowi lepiej, uczestnicząc w wielu działaniach wojennych przeciwko nieprzyjacielowi, nie tylko w misji. Nie miał jednakże szans na wycofanie się po tym, jak jego przełożeni wspomnieli, że nie tylko był najlepszym kandydatem na oficera prowadzącego pierwszą samobójczą misję, lecz że sam admirał Takijiro Onishi, który był odpowiedzialny za wszystkie siły powietrzne marynarki, interesował się tą misją i że chciał, aby zadanie to wykonał absolwent Akademii Marynarki. Z tego właśnie powodu, gdy Sekiego zapytano, czy zgodzi się wziąć udział w misji, nie mógł powiedzieć, że nie. Mimo że na zewnątrz zachował spokój i chłód, tak naprawdę cierpiał w głębi serca.
Tuż przed śmiertelną misją Seki zwierzył się reporterowi Masashi Onoda, że jego zdaniem wysianie doświadczonego pilota na samobójczą misję było nie tylko głupotą, lecz także tragiczną pomyłką w czasach, gdy brakowało takich pilotów. Ponieważ naród bardzo potrzebował wyszkolonych pilotów, nie należało szafować ich życiem. Jednakże Seki wyraził tę trzeźwą opinię prywatnie, gdy było już za późno, by zmienić sytuację. Poza tym był jeszcze jeden powód, dla którego Seki pragnął pozostać przy życiu: niewiele wcześniej ożenił się. Z jego ostatniego listu do żony wynikało, że bardzo ją kochał.

Rankiem 20 października pilotom 201. Skrzydła Powietrznego wydano rozkaz stawienia się w pobliżu kwater w centrum Luzon, niedaleko płynącej tam rzeki Bamban, by wysłuchać przemówienia pioniera lotnictwa, admirała Takijiro Onishiego. Spokojny krajobraz płytkiej rzeki oraz srebrzyste źdźbła trawy kołyszące się od jesiennej bryzy przywodziły niektórym pilotom na myśl ich ojczyznę. Admirał, opisywany jako blady i zmartwiony, przemawiał powoli i spokojnie:
"Japonia jest w wielkim niebezpieczeństwie. Zbawienie naszego kraju leży teraz poza możliwościami ministrów stanu czy też Sztabu Generalnego oraz takich pomniejszych dowódców jak ja. W związku z tym w imieniu setek milionów rodaków proszę was o to poświęcenie i modlitwę o powodzenie. Niestety, nie będziemy mogli wam opowiedzieć o wynikach. Lecz będę przypatrywał się waszym wysiłkom do końca i zamelduję o waszych czynach cesarzowi. Możecie być tego pewni".
Następnie kojąco dodał: Już jesteście bogami bez ziemskich pragnień. Wkrótce spoczniecie w długim śnie".
Ściskając dłonie wszystkich pilotów i życząc im szczęścia powiedział: "Proszę was o to, byście uczynili wszystko co w waszej mocy". Świadkowie opowiadają, że pięćdziesięciotrzyletni admirał, gdy skończył przemawiać, miał łzy w oczach.
Po rozmowie z Tamai i Inoguchim Seki wrócił do swojej kwatery i napisał list do żony, Mariko, oraz do matki i teściów. List nie odzwierciedlał jego najskrytszych uczuć dotyczących zbliżającej się misji. Do żony Seki napisał:

"Przykro mi, że muszę "opaść" (eufemizm używany dla wyrażenia śmierci w bitwie, odnoszący się do opadania kwiatów wiśni), nim mogłem wiele dla Ciebie uczynić. Wiem, że jako żona wojskowego byłaś przygotowana na taką sytuację. Dbaj o swoich rodziców.
Ponieważ odchodzę, przywołuję niezliczone wspomnienia, które dzielimy.
Powodzenia dla psotnej Emi-chan (mała Emi, młodsza siostra Mariko)".
Yukio


Seki napisał wiadomość dla swoich uczniów pilotów, którymi dowodził, w formie wiersza:

"Spadają, moi uczniowie,
Płatki kwiatu mojej wiśni,
Jak i ja spadnę,
Służąc swemu krajowi."


Do rodziców napisał:

"Mój drogi ojcze i moja droga matko!
(Po opisaniu problemów przyjaciela i poproszeniu rodziców o pomoc napisał dalej)
W tej chwili naród stoi przed widmem porażki i problem ten może rozwiązać jedynie spłacenie Cesarskiej Dobroci przez każdą jednostkę.
W związku z tym ten, kto podąża ścieżką kariery wojskowej, nie ma żadnego innego wyboru.
(W tym miejscu wspomina o rodzicach żony), których tak kocham, z całego serca. Nie potrafię napisać do nich o tych szokujących wieściach. Proszę zatem, żebyście wy ich poinformowali.
Ponieważ Japonia jest Domeną Cesarską, przeprowadzę samobójczy atak na nieprzyjacielski lotniskowiec, by spłacić Dobroć Cesarską. Pogodziłem się z tym. Dla was wszystkich, jestem posłuszny do samego końca.
Yukio"


Mimo pozornego opanowania, Seki nie był w stanie ukryć frustracji. Swojemu koledze, porucznikowi Naoshi Kanno, powiedział, że rozwój wydarzeń bardzo go martwi. Martwił się także o swoją żonę i rodziców. Wiedział oczywiście, że gdy zgodził się już poprowadzić misję Jednostki Ataków Specjalnych, nie było odwrotu. Tuż przed odlotem Seki zwierzył się korespondentowi wojennemu, mówiąc, że nie oddaje swojego życia za abstrakcyjne sformułowania typu "ratowanie ojczyzny", lecz za swoją ukochaną żonę. Korespondentem był Masashi Onoda z agencji prasowej Domei. Przybyła on do Mabalacat na osobiste wezwanie admirała Onishi, który i zalecił mu, aby w swoich relacjach poinformował społeczeństwo japońskie o nowych jednostkach bojowych lotnictwa morskiego i jego taktyce.
Przyjaciel Sekiego, który poznał Kanno później, mówił, iż sam Kanno miał nie po kolei w głowie; że gorąco popierał utworzenie samobójczych oddziałów. "Jeśli jakikolwiek dowódca wyda mi rozkaz udziału w misji Jednostki Ataków Specjalnych, a sam odmówi jej poprowadzenia, to przysięgam, poderżnę mu gardło" - powiedział.

Posiadając niekwestionowane umiejętności pilotażu, Kanno niespełna kilka miesięcy wcześniej starł się z amerykańskim bombowcem B-24 i po tym, jak nie udało mu się go zestrzelić, podjął decyzję o staranowaniu samolotu. Unikając śmiertelnego ostrzału z bombowca, za trzecią próbą udało mu się podejść blisko i wbić się śmigłem w ster. Uderzenie spowodowało, że Kanno natychmiast stracił przytomność. Odzyskawszy ją, zobaczył, jak uszkodzony bombowiec wpada do Oceanu Spokojnego. Jak wielu pilotów, porucznik Kanno żył w oczekiwaniu na śmierć. Jednakże to, czym wyróżniał się wśród innych, był sporządzony napis na jego pudełku z rzeczami osobistymi, który brzmiał: "Przedmioty pozostawione przez zmarłego porucznika Naoshiego Kanno".
Zwyczajem było to, że żołnierze otrzymywali pośmiertne awanse. Kanno przepuszczał każdą szansę z możliwych, by przetrwać. W czerwcu 1945 roku w trakcie kampanii na Okinawie spotkał swą śmierć. Został bowiem zestrzelony na południe od Kiusiu; pozostawił po sobie wspomnienie męstwa.

Strona: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13