Kamikaze - Boski wiatr

Rekrutacja

Japonia była państwem wojskowym od co najmniej tysiąca lat. W większości państw świata armie pełniły rolę służebną. W Japonii armia była państwem w państwie. Jedynie dziesięcioletni okres między latami 1922-1931, kiedy na czele władzy stali cywile, był wyjątkiem. Jednakże przed tym okresem, jak i po nim, u władzy były już tylko siły zbrojne — Armia i Marynarka, które kształtowały życie narodu, a przede wszystkim wychowanie młodego pokolenia.
Uzupełnianie sił zbrojnych Japonii miało formę zaciągu. Corocznie powoływano ponad 15 tysięcy dwudziestoletnich Japończyków, którzy po dwuletnim szkoleniu otrzymywali tzw. "duchowe wychowanie". Dzięki temu z młodzików, pochodzących zwykle z wiosek i małych miasteczek, powstawał idealny materiał wojenny. Japoński system przygotowania ideologicznego był wręcz doskonały, a opracowany był na podstawie długoletnich doświadczeń ideologów od kodeksu Bushido.
Obowiązkowe szkolenie niższego i średniego stopnia japońska młodzież kończyła w wieku dwudziestu lat. Byli to przeważnie absolwenci szkół średnich, którzy później mieli trzy możliwości. Pracować, bądź kontynuować naukę na wyższych uczelniach albo wstąpić do szkoły kadetów. Po ich zniesieniu w 1916 roku powstały uczelnie wojskowe. Do nich mógł się dostać każdy bez względu na status majątkowy. Warunkiem przyjęcia było pozytywne zdanie egzaminu wstępnego. Podstawą jego była znajomość historii Japonii w kontekście rodzin samurajskich, a także znajomość obyczajów i zasad postępowania. Na zakończenie robiono sprawdzian sprawności fizycznej.
Rekrutacja jak i całe przygotowanie wojskowe przebiegały w ramach obwodu danego pułku. Również japońscy rekruci swoją służbę wojskową odbywali w większości w pobliżu swoich domów. Zasada ta miała wiele zalet. Dowódcy poszczególnych pułków mogli odwiedzać rodziny przyszłych rekrutów jeszcze w czasie ich nauki i rozmawiać z nimi o ich przyszłości. Poza tym mogli oceniać szkołę, do której uczęszczali. Kompleksowa ocena ucznia wydawana była po zakończeniu każdego roku szkolnego. Informowano w niej o sprawności fizycznej i zamiarach ucznia oraz jego rodziny w kwestii służby wojskowej. Oficerowie zwykle namawiali rodziców, aby swego syna wysyłali raczej do wojska niż na dalsze studia. Wskazywali przy tym na ważność stanu wojskowego i jego nadrzędność ponad wszystkimi innymi powołaniami. W rodzinach o tradycjach samurajskich takie umoralnienie nie było potrzebne. Tam rzemiosło wojenne dla pierworodnego syna było obowiązkiem. Z powodu nie najlepszej sytuacji ekonomicznej większości rodzin japońskich pozytywnie oceniała przedstawione jej argumenty i posyłała swoich synów do służby wojskowej.
Inna możliwość wejścia na drogę wojskową istniała po ukończeniu szkoły wyższej. Ostatnią szansę zostania oficerem miał młody Japończyk po ukończeniu dwudziestu lat lub tuż po ukończeniu zasadniczej służby wojskowej, ale i wtedy musiał zdawać egzaminy wstępne. Większość z nich osiągała później jedynie niższe stopnie oficerskie lub kończyło karierę jako podoficerowie.

Wiek poborowy dla Japończyka to dwadzieścia lat. Natychmiast po jego ukończeniu każdy poborowy poddawany był badaniom sprawnościowym. Składały się na to biegi, chód na większą odległość oraz sprawdzian ogólny. Po badaniach poborowy przydzielany był do jednej z trzech grup. W pierwszej grupie "A" znajdowali się poborowi o najlepszej sprawności fizycznej. Spośród nich wybierani byli kandydaci na przyszłych oficerów. Jądro sił zbrojnych tworzyła grupa "B". Znajdowali się w niej średniacy, których wyniki były nieco słabsze. Na końcu była trzecia grupa poborowych "C", skupiająca wszystkich, którzy nie byli zdolni przebrnąć pozytywnie przez próby. Kierowani byli do służb pomocniczych; na przykład jako kucharze, sanitariusze, itp.
Oprócz właściwego szkolenia, ważną sprawą dla służby wojskowej było przygotowanie ideologiczne. Już małe dzieci miały tygodniowo cztery godziny nauki historii Japonii i godzinę śpiewu patriotycznego. Również żołnierze mieli codzienną naukę historii i godzinny wykład na temat wzorów wojskowych z minionych lat. Poza tym ćwiczono pieśni patriotyczne. Do tego dochodziło szkolenie ideologiczne, gdzie głównie rozważane było twierdzenie o połączeniu "ośmiu kątów świata pod jeden dach", w tym przypadku pod władzą jednego przywódcy, który ze świata utworzyłby jedną rodzinę. Następnym postulatem była "cesarska droga". Znamienne, że ze względu na harmonię, osiągnąć ją można było jedynie pod rządami miłościwie panującego cesarza, który wszystkim wyznaczałby najwłaściwszą "drogę". Obydwa te postulaty powstały na początku wstąpienia na tron cesarza Meiji, i posiadały swój oddźwięk zgodny z ideologią związaną z Japonią. Według pierwszego ideologa tzw. japonizmu — nihoshigi, dr Okawa Shumei, obydwa te postulaty stanowią symbole wszechświatowej władzy cesarstwa japońskiego, a osiągnąć ją można jedynie za pomocą siły zbrojnej. Myśli te zawarte zostały w książce Okawy wydanej w 1934 roku, w której autor do swoich rozważań wychodził z teorii o nadrzędności rasy Yamato, powstałej z woli bogów i że to ona utworzyła pierwsze państwo świata — Japonię. Dlatego dane jej jest prawo do władania nad pozostałymi państwami świata. Za pierwszy cel mający być spełnieniem tej filozofii, wytyczono zdobycie Syberii i wysp na morzach południowych, co miało być uwerturą do wojny między Wschodem a Zachodem. W zamysłach — Zachód, to biała rasa a Japonia występuje w nich jako obrońca Wschodu. Z tego powodu naród japoński musi być wzorem moralności i jednomyślności. Według Okawa Shumei najidealniejszym środkiem do osiągnięcia takiej jednomyślności jest utworzenie państwa wojskowego.
Aby wszystkie powyższe zasady pozostały jak najdłużej w pamięci żołnierzy, oficerowie i podoficerowie wykorzystywali całkiem konwencjonalne środki, a mianowicie — bicie. Było to w japońskich siłach zbrojnych normalne zjawisko, jak na przykład chód, bieganie czy też musztra. Ostatnią i bynajmniej nie mniej ważną zasadą wychowania w posłuszeństwie była przysięga wojskowa. Wydana została "Cesarskim rozkazem dla żołnierzy i marynarzy" przez cesarza Meiji w 1882 roku. Chodzi tu o wielostronicowy dokument, który musieli znać na pamięć wszyscy członkowie sił zbrojnych, deklarując w ten sposób posłuszeństwo i wiarę w boskie pochodzenie cesarza. Dla lepszego zapamiętania żołnierze wiele godzin poświęcali na zbiorowe uczenie się przysięgi. Ma się rozumieć, że pod nadzorem dowódcy i jego "środka wychowawczego", porządnego drąga. Aby przysięga lepiej wchodziła do żołnierskiej krwi, wymyślane były przeróżne zabawy, podnoszące walory waleczności oraz odporności fizycznej i psychicznej żołnierza czy marynarza. Najbardziej znaną zabawą było "wytrzymywanie zadawanych ran". Stawało w niej naprzeciw siebie dwóch żołnierzy, z których jeden był reprezentantem "rasy Yamato", a drugi prezentował "niższą rasę", jak na przykład Chińczyka, Amerykanina lub bolszewika. Przedstawiciel "niższej rasy" w rękach miał drewniany drąg, którym okładał, na ile mu starczało sił, "syna narodu". Rany musiały być cięte. Po kilku uderzeniach "syn" był cały zakrwawiony i posiniaczony. Pobity próbę musiał znieść w absolutnym spokoju i milczeniu. Po zaliczeniu próby odporności i wytrzymałości, i po nieodzownym ostrzyżeniu role się odwracały. Tym razem biciu podlegał przedstawiciel "niższej rasy". To, że "syn rasy Yamato" musiał próbę przetrzymać, było jasne, natomiast przeciwnik zwykle się poddawał. W takich przypadkach dochodziło do prowokacji i załatwiania osobistych porachunków. Nie mniej, kto nie wytrzymał takiego sprawdzianu kierowany był na "dodatkowy trening wychowawczy". Prowadzili go w wolnym czasie oficerowie lub podoficerowie z poszczególnych pododdziałów. Byli to prawdziwi mistrzowie w przeprowadzaniu "dodatkowych zajęć". Zwykle adept zostawał dokładnie i fachowo "wymłócony". Nie śmiał jednak podczas "treningu" umrzeć. Gdyby jednak tak się stało, to ci którzy prowadzili "dodatkowe zajęcia" musieliby popełnić samobójstwo. Przecież cesarz każdego żołnierza bardzo kochał i na pewno nie pozwoliłby zrobić mu najmniejszej krzywdy.
Praktycznym sprawdzianem systemu wychowywania japońskiego żołnierza mógł być tylko i wyłącznie stan wojenny, którego usilnie domagało się dowództwo japońskich sił zbrojnych. Słabsi osobnicy umarliby z wyczerpania, a później sławieni byliby w domach i swoich rodzinnych stronach, jako wzorowi żołnierze. Pozostali natomiast żołnierze straciliby zainteresowanie własnym życiem. Takie stanowisko razem z kilkoma innymi pojęciami z dziedziny demagogii politycznej, jak na przykład — "biały imperialista", "agent Moskwy", "szalony chiński anarchista" czy też "jedność narodu japońskiego" — o czym głównie mówiło się w armii, daje nam obraz "moralnego wychowania", który był także nazywany Yamato Damashi — duchem rasy Yamato. Umożliwiał on do woli manipulować życiem żołnierzy zgodnie z potrzebami japońskiego militaryzmu.
Należy także pamiętać, że gdy mężczyźni byli wcielani do sił zbrojnych Japonii, wiedzieli, że jeśli padną na polu walki natychmiast staną się kami- "bogami", i dołączą do duchów - obrońców narodu w świątyni Yasukuni w Tokio. W sintoizmie wszyscy stają się po śmierci kami. Z tego względu na pogrzebie sintoistycznym poległy żołnierz będzie nazwany Mikoto. Mikoto oznacza osobę uzyskującą rangę kami. Powszechne było wśród członków korpusu Kamikaze oraz wśród wszystkich żołnierzy wyruszających na bitwę, żegnać się tymi słowami: "Spotkamy się w świątyni Yasukuni!". Świątynia ta, zbudowana w 1868 roku, od początków była znana jako "świątynia-obrończyni Japonii" i robiła wrażenie na wszystkich wielkimi torii z brązu - świętymi wrotami, szeroką, wybrukowaną drogą prowadzącą do świątyni, wzdłuż której ciągnęły się drzewa wiśni, rzędy kamiennych lampionów i posągi narodowych bohaterów. Coraz częściej stosunek ludzi do Yasukuni stawał się miarą patriotyzmu.
Początkowo świątynia Yasukuni była znana jako Tokyo Shokonsha i stanowiła miejsce kultu boskich duchów tych, którzy zmarli w trakcie pełnienia służby dla kraju. Słowo Shokonsha (także Shokojnó) oznacza święte miejsce, gdzie zapraszane są "boskie duchy tych, którzy ponieśli olbrzymią ofiarę". Obecna nazwa, Yasukuni Jinja, "świątynia pokojowego kraju", została nadana przez cesarza Meiji w 1879 roku i, jak napisano w broszurze o niej: "Oznacza to, iż dzięki wartościowej służbie duchów bogów (tj. zmarłych bohaterów wojennych), którzy są czczeni, naród japoński cieszy się pokojem i bezpieczeństwem".

Główna brama świątyni Yasukuni Jinja Fotografia 2. Główna brama świątyni Yasukuni Jinja.

W trakcie II wojny światowej najważniejszą uroczystością, podczas której społeczeństwo japońskie wyrażało swe patriotyczne uczucia, był czterodniowy wielki festyn rozpoczynający się 24 kwietnia w świątyni Yasukuni. W poczet bogów zaliczono wówczas 20 005 dusz zmarłych w wyniku działań wojennych.
Yasukuni jest unikalna dla Japończyków, gdyż w zasadzie wszyscy polegli żołnierze japońscy i marynarze zostali tam uwiecznieni, co uczyniło z nich bóstwa. Ponieważ deifikacja ta w połączeniu z gloryfikacją rozciąga się także na kontrowersyjne postacie, takie jak przywódca z czasów wojny, generał Hideki Tojo, sens istnienia świątyni był krytykowany przez liberalnych i lewicowych polityków oraz intelektualistów. Tojo został skazany jako zbrodniarz wojenny przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy ds. Dalekiego Wschodu i powieszony w grudniu 1948 roku. Gdy znalazł się wśród osób, które były deifikowane w Yasukuni, organizowano protesty. Niemniej jednak liczba gości zwiedzających świątynię stale wzrasta i w nowym milenium przekroczyła już dziesięć milionów. Wzrost ten, jak napisano w oficjalnej broszurze, "pokazuje, jak wysoce szanowani są przez naród japoński bogowie czczeni w tej świątyni".
Po każdej kolejnej wojnie z Chinami (1894-1895), Rosją (1904-1905) oraz po I wojnie światowej (w której Japonia stała po stronie Ententy) - świątynia rozrastała się. 29 czerwca 1896 roku oficjalnie poświęcono ją spokojowi dusz wszystkich Japończyków poległych na wojnach. 1 września 1923 roku uległa zniszczeniu podczas wielkiego trzęsienia ziemi, które dotknęło równinę Kanto (Kanto Dai-Shinsai), ale w 11 lat później została odbudowana. W kompleksie świątyni wystawione są pamiątki po poległych podczas wielkiej wojny wschodnioazjatyckiej (Dai Toa Sen), jak Japończycy nazywają II wojnę światową. Są tam też maszyny używane przez Kamikaze, od pilotowanej latającej bomby Ohka, po żywą torpedę Kaiten. Natomiast oficjalny pomnik poległych pilotów Ohka znajduje się w świątyni Kenchoji, głównym miejscu kultu buddyjskiego w Kamakura.
Regularne wizyty w Yasukuni-jinja składają obecnie grupy weteranów wojennych i ich rodzin. Przedstawiciele stowarzyszeń w rodzaju Nihon Isokukai (Związek Rodzin Osieroconych) namawiają opinię publiczną do podpisywania petycji w sprawie przywrócenia świątyni statusu oficjalnego pomnika ofiar wojny, gdyż wiem po podpisaniu aktu kapitulacji 14 sierpnia 1945 roku została ona uznana za jeden z symboli fanatycznego militaryzmu japońskiego i postanowieniem nowej konstytucji z 3 maja 1947 roku jej rolę zredukowano do funkcji zwykłego miejsca kultu religijnego. Jak podaje japońska prasa, z biegiem czasu duchy pilotów Kamikaze zaczęły "dopominać" się oficjalnego, honorowego uznania, głosami członków Związku Korpusu Boski Grom, którzy corocznie 21 marca (w rocznicę przeprowadzenia pierwszego samobójczego ataku latających bomb Ohka) spotykają się w Yasukuni-jinja.

Gunshin - boski wojownik

Jasne było, że japońska strategia wojenna będzie chciała jak najprędzej zaprocentować ideologicznym przygotowaniem swoich żołnierzy. Do tego potrzebowano stworzyć wzory żołnierzy współczesnych czasów, których przykłady poświęceń w imię wyższych celów aktywizowałyby obowiązki wobec cesarskich poleceń. W związku z tym naród japoński stopniowo przygotowywany był do wojny, a wraz z tym przygotowywano go na nieuniknione poniesienie ofiar.
Pierwsza taka sposobność nadarzyła się podczas wojny rosyjsko-japońskiej, pierwszej z wielkich wojen zaborczych Japonii. Wówczas to powstały dwa wzorce żołnierzy, zwanych gunshinami — boskimi wojownikami. Byli to żołnierze, którzy dobrowolnie ofiarowywali swoje życie za Japonię podczas wykonywania wielkiego czynu bohaterskiego.
Pierwszym z nich był porucznik marynarki Takeo Hirose. Bohaterskiego czynu dokonał 20 marca 1905 roku. Admirał Togo nadaremnie usiłował z morza zdobyć Port Artur, albo go przynajmniej unieszkodliwić, aby zabezpieczyć się przed niespodziewanym atakiem floty rosyjskiej. Nie mając innego wyjścia admirał Togo postanowił za wszelką cenę zablokować port. Cztery wielkie parowce transportowe Fukuji, Yamiko, Yunuyama i Chiyuo załadowane zostały materiałami wybuchowymi i zapalającymi, którymi miały zniszczyć wejście do portu. Do wykonania tego zadania potrzebni byli ochotnicy, którzy mieli doprowadzić okręty do miejsca ich przeznaczenia i w odpowiednim czasie spowodować ich wybuch. Jednocześnie było wiadome, że marynarze ci nie mieli prawie żadnych szans na powrót. Admirał Togo zebrał załogi okrętów swojej flotylli, przedstawił swój zamiar i wezwał do utworzenia załóg dla "wybuchowych okrętów". Porucznik Hirose, jako przedstawiciel marynarzy, zgłosił się pierwszy.

Porucznik Takeo Hirose Fotografia 3. Porucznik Takeo Hirose.

Łącznie potrzeba było pięćdziesięciu marynarzy i dwudziestu dwóch oficerów Spośród zgłoszonych marynarzy obsadzono cztery parowce i kilka małych okrętów wojennych, które miały za nimi wpłynąć do portu. Japońskie okręty u wejścia do portu pojawiły się około godziny 23, i kiedy płynęły ze zgaszonym światłami, i jak najciszej, wykrył je rosyjski patrol. Reflektory portowe naprowadziły dalekosiężne działa na japońskie okręty, które w wyniku ostrzału natychmiast się zapaliły. Chwilę później do boju weszły rosyjskie torpedowce które po kilku minutach z japońskich okrętów pozostawiły tylko zatopione wraki. Na falach pływały resztki załóg i ciała japońskich marynarzy. Między innymi były też zwłoki porucznika Takeo Hirose. Japońskie torpedowce później znalazły jego głowę z resztkami ramion.
"Potrzebuję bohatera", powiedział wkrótce potem admirał Togo. I tak doczesne szczątki porucznika Takeo Hirose złożone zostały w ozdobnej trumnie z wyliczeniem jego zasług i wysłane do Tokio. Tutaj z wielką czcią zostały umieszczone przed świątynią Yasukuni. Tego samego dnia cesarz ogłosił porucznika Hirose pierwszym nowożytnym gunshinem Japonii. Na tablicy zawieszone, na ścianie świątyni opisany został jego bohaterski czyn. Cesarska Marynarka Japońska otrzymała potrzebnego idola, niezbędnego do prowadzenia wojny, a admirał Togo miał czym podpierać morale swoich marynarzy. Cesarska Armia Japońska w podobnym działaniu nie pozostawała bierna. Również i ona potrzebowała swojego gunshina. Został nim baron Maresuke Nogi, osobisty przyjaciel cesarza Meiji. Był on generałem i dowódcą Armii Japońskiej, do której wniósł wiele zasad i praktyk z europejskiej techniki i strategii wojennej. Wprowadził na przykład klasyczne obuwie wojskowe w miejsce lekkich japońskich sandałów. "Wojnę trzeba prowadzić i w zimie, a na Syberii w ciągu roku najdłużej trwa zima i jest tam dużo śniegu", mawiał generał Nogi, kiedy usłyszał narzekania, że żołnierze będą musieć chodzić w ciężkich butach. On też poprowadził Armię Japońską przeciwko miażdżącej sile rosyjskich dział, ziejących ogniem z fortu Port Arthur. Ostatecznie rosyjski port został przez niego zdobyty, a on sam okrył się sławą i podziwem w całej Japonii. Nie był jednak on z tego zadowolony. Cena zwycięstwa była bardzo wysoka. Zginęło ponad 100 tysięcy żołnierzy japońskich, wśród nich dwaj jego synowie. Ta myśl ciągle go prześladowała, tak że któregoś dnia poprosił cesarza, aby mu pozwolił na wykonanie seppuku, by w ten sposób poświęcić własne życie za poległych żołnierzy i smutek ich rodzin. Cesarz zakazał mu jednak dokonywać tego czynu i jednocześnie przekonywał go o słuszności podejmowanych przez niego dotychczasowych działań. Pozwolił mu jednak na spełnienie zamysłu jedynie wtedy, kiedy on sam umrze, mówiąc "będę rad, kiedy będziesz mi towarzyszył w mojej dalszej drodze". Generał Nogi musiał czekać jeszcze siedem długich lat. Kiedy 30 lipca 1912 roku powiadomiono go o śmierci cesarza Meiji, generał Nogi udał się do cesarskiego pałacu. Tutaj przy współudziale swojego długoletniego adiutanta dokonał obrządku seppuku. Adiutant również zmarł razem z nim, co należało także do tradycji samurajskich. W tym samym czasie, małżonka generała Shizuka, wbiła sobie w serce własną szpilę do włosów i również umarła. Po śmierci cesarza cała Japonia pogrążyła się w żałobie. Mało kto jednak wiedział, dlaczego po jego śmierci generał Nogi poświęcił własne życie. Naród przypuszczał, że chodzi tutaj o czyn bezgranicznej wierności samuraja wobec swojego pana. Poza tym było szeroko wiadome, że obaj ci mężowie byli w bliskich więzach przyjacielskich. Nikt jednak nie śmiał wyjawić prawdziwej przyczyny popełnienia seppuku przez generała Nogi. Żałoba po nich jeszcze bardziej obrosła chwałą. Generał Nogi został gunshinem gunshinów z tytułem "najwierniejszego z wiernych". Ten sam tytuł został wyryty na pomniku w jego rodzinnym mieście - Chifu i na grobowcu cesarza Meiji.

Na następnych nowożytnych gunshinów musiano czekać aż do roku 1932. Wtedy to w walkach o Szanghaj trzej żołnierze z 103. Pułku Pieszego (Sakure, Kitagawa i Eshita) przemienili się w trzy "ludzkie bomby". Obwieszeni granatami i materiałami wybuchowymi wdarli się na stanowiska chińskich obrońców. Wybuchy nie tylko rozszarpały ciała trzech bohaterskich żołnierzy japońskich, ale również 34 Chińczyków. Tak głosiła tablica w Yasukuni. Podczas prac uwierzytelniających ich czyn okazało się, że raport dowódcy był spreparowany. Wszyscy trzej żołnierze zostali zabici podczas normalnego ataku na bagnety, a w celu podniesienia bojowego morale, chciano stworzyć z nich gunshinów. Komisja badająca ich bohaterski czyn, cały ten problem rozwiązała po samurajsku. Zdjęła tablicę z nazwiskami wspomnianych żołnierzy i zastąpiła ją nazwiskami wszystkich zabitych żołnierzy należących do 103. Pułku Pieszego. Luki na ścianie nie pozostawiono, zachowano pole bitwy, a poza tym przedstawiono całą prawdę o zaistniałym wydarzeniu. Ostatnimi przedwojennymi, a także pierwszymi wojennymi gunshinami, zostało dziewięciu marynarzy, którzy swoimi miniaturowymi okręcikami podwodnymi mieli 7 grudnia 1941 roku zniszczyć amerykańskie okręty wojenne zakotwiczone w porcie Pearl Harbor. W rzeczywistości wypłynęło dziesięciu marynarzy, ale ciężko ranny chorąży Kazuo Sakamaki, został ujęty przez Amerykanów, czym uchybił zasadzie bojowej etyki. Za to został wykluczony z szeregów sił zbrojnych Japonii i urzędowo zapomniany.
Wzrost ilości gunshinów był sposobem na pewien rodzaj rekompensaty za narastające straty w japońskich siłach zbrojnych. Należało mieć zatem dosyć dużo bohaterów, aby morale bojowe utrzymać na odpowiednio wysokim poziomie.
Gdy mężczyźni byli wcielani do sił zbrojnych Japonii, wiedzieli, że jeśli padną na polu walki natychmiast staną się kami - "bogami", i dołączą do duchów - obrońców narodu w świątyni Yasukuni w Tokio. W sintoizmie wszyscy stają się po śmierci kami. Z tego względu na pogrzebie sintoistycznym Taro Suzuki (japoński Jan Kowalski) będzie nazwany Suzuki Taro no Mikoto. Mikoto oznacza osobę uzyskującą rangę kami. Powszechne było wśród członków korpusu Kamikaze oraz wśród wszystkich żołnierzy wyruszających na bitwę, żegnać się tymi słowami: "Spotkamy się w świątyni Yasukuni!". Świątynia ta, zbudowana w 1868 roku, od początków była znana jako "świątynia-obrończyni Japonii" i robiła wrażenie na wszystkich wielkimi torii z brązu - świętymi wrotami, szeroką, wybrukowaną drogą prowadzącą do świątyni, wzdłuż której ciągnęły się drzewa wiśni, rzędy kamiennych lampionów i posągi narodowych bohaterów. Coraz częściej stosunek ludzi do Yasukuni stawał się miarą patriotyzmu.

Strona: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13