Zbrodnie Cesarskiej Marynarki Wojennej Japonii

Mord na wyspie Wake

Bitwa o atol Wake to jeden z najwspanialszych przykładów "obrony do końca" w historii wojen. Walcząc z przeciwnikiem znacznie liczebniejszym i dysponującym większą siłą ognia, kilkuset obrońców stawiało opór o wiele dłużej, niż można by się spodziewać. Męstwem i zaciekłością obrońcy zaskoczyli także Japończyków. Wielu z nich, zarówno wojskowych, jak i cywilów, zamordowały jednostki Cesarskiej Marynarki Wojennej Japonii. W styczniu 1941 roku na maleńkim atolu Wake o powierzchni zaledwie 6,5 kilometrów kwadratowych, leżącym między Hawajami a wyspą Guam, amerykańska marynarka wojenna zaczęła budować stałą bazę. Wybudowano między innymi nowoczesne lotnisko. Stały garnizon utworzono z jednostek wchodzących w skład 1. Batalionu Obrony Morskiej, liczących 449 ludzi. Wsparcie lotnicze zapewniała 211. Eskadra Myśliwska Korpusu Piechoty Morskiej (VMF-211) złożona z dwunastu przestarzałych samolotów Grumman F4F Wildcat. Gdy zaatakowali Japończycy, na wyspie stacjonowało również sześćdziesięciu ośmiu członków personelu marynarki wojennej oraz 1150 pracowników cywilnych.
W strategicznych punktach atolu utworzono stanowiska dział kalibru 127 mm z okresu I wojny światowej wziętych z uszkodzonego amerykańskiego krążownika oraz stanowiska obrony przeciwlotniczej. Wszystkimi amerykańskimi oddziałami stacjonującymi na atolu Wake dowodził komandor Winfield S. Cunningham. Japończycy po raz pierwszy próbowali zdobyć atol 8 grudnia 1941 roku. Tego samego dnia japońskie samoloty startujące z pokładów lotniskowców zniszczyły Flotę Pacyfiku w Pearl Harbor (atol Wake leży po drugiej stronie międzynarodowej linii zmiany daty). Na atol Wake przeprowadzono nalot bombowy, niszcząc na lotnisku osiem myśliwców "Wildcat". Rankiem 11 grudnia do atolu dopłynął japoński oddział uderzeniowy o kryptonimie Oddział Mórz Południowych, złożony z trzech krążowników lekkich, sześciu niszczycieli oraz dwóch dużych okrętów patrolujących eskortujących dwa okręty desantowe przewożące czterysta-pięćdziesięcioosobowy oddział specjalnych sił desantowych Cesarskiej Marynarki Wojennej. Obrońcy amerykańscy dokonali rzeczy niewiarygodnej — odparli atakujących. Zatopili niszczyciel "Hayate", prowadząc ze stanowisk obrony artyleryjskiej ostrzał z dział kalibru 127 mm. Ocalałe samoloty 211. Eskadry Myśliwskiej Korpusu Piechoty Morskiej wystartowały i zrzuciły bomby na niszczyciel "Kisaragi", zatapiając okręt. Japończycy wycofali się upokorzeni. Do czasu utworzenia nowego oddziału uderzeniowego musieli prowadzić naloty, wykorzystując bombowce średnie startujące z baz lądowych. W tym samym czasie 14. Oddział Specjalny pod dowództwem admirała Wilsona Browna opuścił Pearl Harbor i płynął w stronę atolu Wake, aby udzielić wsparcia obrońcom. W jednostce Browna były między innymi lotniskowce USS "Saratoga" i USS "Lexington". Amerykańskie okręty z tej eskadry były szybkie, ale musiały dostosować prędkość do starego tankowca, który nie mógł rozwinąć znacznej szybkości, przez co eskadra płynęła wolno. Kiedy była o dzień od celu, wiceadmirał William Pye, dowodzący okrętami ocalałymi z Floty Pacyfiku, zmienił zdanie, postanowił nie ryzykować utraty lotniskowców w starciu z potężniejszym zespołem japońskim, który szykował się do kolejnego ataku na atol Wake, i wydał rozkaz powrotu do Pearl Harbor. Dowództwo sił amerykańskich pozostawiło obrońców atolu Wake własnemu losowi, ale ci się nie poddali, choć musieli walczyć z przeważającymi siłami morskimi Japończyków, i walczyli do końca, co Amerykanów załamanych po niespodziewanym ataku na Pearl Harbor natchnęło wolą walki. Dwudziestego trzeciego grudnia do atolu Wake dopłynęły potężne siły japońskie, którymi dowodził wiceadmirał Sadamichi Kajioka. Desant rozpoczął się o godzinie 2:35, a do godzin popołudniowych na lądzie było już 1500 Japończyków ze specjalnych sił desantowych Cesarskiej Marynarki Wojennej. Nacierający powoli przełamywali opór stawiany przez zaciekle broniących się Amerykanów, choć ponosili olbrzymie straty. Działa na atolu Wake zamilkły w Wigilię po południu, dzień przed kapitulacją Hong-kongu, brytyjskiej kolonii, kolejnego miejsca, gdzie walczono do końca. Opuszczając umocnienia obronne, 1603 Amerykanów, wojskowych i cywilów, poddało się jednostkom japońskiej marynarki wojennej. Przypuszczalnie większość z nich zakładała, że najgorsze ma już za sobą a poddanie się w porę, kiedy dowódcy zorientowali się, że dalszy opór jest całkowicie daremny, pozwoliło ocalić wielu żołnierzy. Mężna obrona pozwoliła Amerykanom ocalić honor, natomiast obrona do ostatniego żołnierza, do ostatniego naboju nie należy zwykle do wojskowego etosu Zachodu.
Amerykanie szybko stracili nadzieję na to, że zostaną potraktowani przyzwoicie po tak mężnej obronie. Podczas dwóch prób zdobycia atolu Japończycy stracili 700-900 ludzi, a rannych był co najmniej tysiąc żołnierzy. Siły japońskie straciły również cenny sprzęt — dwa niszczyciele i dwadzieścia samolotów. Bilans strat amerykańskich przedstawiał się znacznie lepiej — łącznie 122 zabitych, w tym czterdziestu dziewięciu żołnierzy piechoty morskiej. Japończycy, którzy w innych rejonach Oceanu Spokójnego i Azji Południowo-Wschodniej odnosili sukcesy, czuli się nieoczekiwanie upokorzeni, pałali więc żądzą zemsty. Biorąc Amerykanów do niewoli, Japończycy zauważyli, że większość to cywile. Było wśród nich 1150 pracowników firmy Morrison-Knudsen wysłanych na atol, gdzie budowano lotnisko oraz bazę wodnosamolotów i okrętów podwodnych na potrzeby amerykańskiej marynarki wojennej, przygotowującej się do inwazji. Pozostali byli z jednostek piechoty morskiej i marynarki wojennej41. To, że tak wielu Amerykanów stawiających opór Japończykom nie było żołnierzami, lecz cywilami, musiało dodatkowo rozjątrzyć japońskich dowódców.
Japończycy ze specjalnych sił desantowych Cesarskiej Marynarki Wojennej odnosili się do uwięzionych Amerykanów z nieskrywanym obrzydzeniem. Powodem było przede wszystkim to, że ta zbieranina obrońców odparła pierwszy atak, po czym stawiała zaciekły opór, kiedy Japończycy przeprowadzili desant. Mimo to Amerykanie poddali się, nie oddając życia za wyspę, co było dla Japończyków niepojęte. Kłóciło się to z wszystkimi zasadami, jakie Japończykom służącym w marynarce wojennej wpajano podczas szkoleń. Japończycy nie poważali więc obrońców, którzy wywiesili białą flagę i chcieli negocjować warunki ocalenia życia. Nie dostrzegając różnic kulturowych między walczącymi stronami, dowódcy japońscy dali swoim ludziom do zrozumienia, że jeńcy zostaną niezwłocznie zabici. W tym celu Amerykanów rozbrojono i odprowadzono pod silną strażą na zniszczony pas startowy na lotnisku. Tam kazano im siedzieć w milczeniu w rzędach. Ustawiono karabiny maszynowe. Wielu Amerykanów doszło do przekonania, że Japończycy zamierzają ich tam zabić bez ceregieli.
Wielu niższych rangą japońskich oficerów marynarki chciało jak najszybciej zabić jeńców, ale zainterweniował kontradmirał Kajioka, dowódca floty prowadzącej inwazję, zabraniając masakry. Jeńcy mieli na razie żyć, a ostateczną decyzję o ich losie podejmą dowódcy wyżsi rangą. Wiadomość przekazano brudnym, wyczerpanym i spragnionym po walce o życie jeńcom. Tłumacz służący w marynarce japońskiej zakomunikował im: "Cesarz łaskawie darował wam życie". Pewien butny Amerykanin krzyknął po tych słowach: "Trzeba podziękować sukinsynowi". Amerykanów wkrótce pozbawiono tej pewności siebie, kiedy rozpoczęła się męczarnia.
Jeńcy amerykańscy spędzili trzy męczące dni na pasie startowym. Sytuacja była tym poważniejsza przez to, że wielu cierpiało na dyzenterię, wielu także wymagało pomocy medycznej z powodu odniesionych ran. Często padało i wiał zimny wiatr. Japończycy wydzielali więźniom skąpe racje chleba i wody, przez co między Amerykanami dochodziło do hańbiących bójek. Oficerów wyższych rangą i kierowników brygad budowlanych zabrano do innego miejsca, przez co utrzymanie dyscypliny było zadaniem prawie niewykonalnym. W dzień Bożego Narodzenia więźniowie zostali odprowadzeni pod strażą do zajmowanych wcześniej stanowisk, skąd mieli zabrać odzież, tytoń i żywność. Wielu zmuszono do grzebania dziesiątków ciał poległych Amerykanów leżących na całej wyspie. Wykonanie tego zadania zajęło trzy dni, a następnie jeńców stłoczono w opuszczonym kompleksie koszarowym w północnej części wyspy. Później można było odnieść wrażenie, że Japończycy nieco się zrelaksowali i zaczęli traktować jeńców lepiej.
Przez trzy tygodnie Amerykanie przebywali w koszarach, aż pewnego dnia na lagunie pojawił się duży japoński frachtowiec "Nitta Maru". Większość uwięzionych mężczyzn miała być na nim przewieziona do obozów w Chinach. Statek "Nitta Maru" odpłynął z atolu Wake 12 stycznia 1942 roku. W brudnych ładowniach stłoczono 1222 amerykańskich jeńców, zostawiając na atolu Wake 381 pracowników cywilnych i rannych żołnierzy piechoty morskiej. Dnia 20 stycznia 1942 roku statek dotarł do Jokohamy, a później popłynął do Chin. Japończycy najwyraźniej wychodzili z założenia, że nie zemścili się dostatecznie na Amerykanach, którzy im tak mężnie stawiali opór. Nie było tam admirała Kajiokie-go, więc oficerowie niżsi rangą zaplanowali zemstę na Amerykanach stłoczonych jak zwierzęta pod pokładem.
Gdy statek był na pełnym morzu, japońscy strażnicy niespodziewanie zabrali na pokład pięciu jeńców. Ludzie ci, służący w bazie lotnictwa marynarki wojennej na atolu Wake, mieli być kolejno poddani torturom, po czym zabici, aby "uczcić ich męstwo" podczas obrony wyspy. Wybrani zostali starsi marynarze Theodore Franklin, John Lambert i Roy Gonzales z 2. Grupy Rozpoznawczej oraz dwóch podoficerów z 211. Eskadry Myśliwskiej Korpusu Piechoty Morskiej — starszy sierżant Earl Hannum i sierżant Vincent Bailey. Żołnierze ci mieli zaspokoić żądzę zemsty Japończyków, kierujących się swoim wyobrażeniem o honorze marynarza. Japończycy przypuszczalnie chcieli tych Amerykanów ukarać za udział w mężnej obronie lotniczej wyspy, mając w pamięci szkody zadane pierwszej jednostce prowadzącej inwazję, szczególnie przez samoloty z 211. Eskadry. Mężczyzn związano, mocno pobito, a później japońscy oficerowie ścięli ich mieczami. Na ciałach pięciu Amerykanów ćwiczono następnie pchnięcia bagnetem. Gdy zwłoki były całkowicie zmasakrowane, wyrzucono je za burtę jak worki ze śmieciami.
Amerykanów zostawionych na atolu Wake zmuszono do pracy przy budowie licznych umocnień obronnych. Siły amerykańskie były coraz bliżej atolu. Ze zmuszonych do niewolniczej pracy Amerykanów 363 zostało przy życiu we wrześniu 1942 roku. Po ukończeniu budowy umocnień obronnych dowództwo japońskiej marynarki wojennej postanowiło przetransportować kolejnych jeńców do obozów w Japonii. Łącznie 265 Amerykanów zabrano 30 września na statek "Tachibana Maru" i przewieziono do Jokohamy. Pozostali — dziewięćdziesięciu siedmiu cywilnych pracowników — zostali na wyspie i pracowali pod nadzorem japońskich inżynierów. Został z nimi na ochotnika dr Shank, starając się im zapewnić opiekę medyczną.
Pod koniec września 1942 roku samoloty amerykańskiej marynarki wojennej prowadziły regularne naloty na atol Wake. Celem było uniemożliwienie wykorzystywania nowego lotniska. Podczas jednego z tych nalotów zginął amerykański jeniec. W grudniu na atol przybył nowy dowódca, stosunkowo młody kontradmirał Shigematsu Sakaibara. W 1943 roku Amerykanie nasilili naloty na atol Wake, wysyłając większe oddziały i prowadząc ataki częściej. Sakaibara i większość Japończyków broniących wyspy byli przekonani, że nadchodzi amerykańska inwazja. Amerykańskie okręty podwodne nieustannie atakowały statki i okręty japońskie transportujące dostawy na atol. Po ataku przeprowadzonym 5-6 października przez eskadrę amerykańskich lotniskowców, w tym USS "Yorktown", Sakaibara nie miał już wątpliwości. Przez te dwa dni japońscy obrońcy przebywali w piekle. Samoloty amerykańskie zrzuciły na atol Wake bomby o łącznej masie 340 ton, a krążowniki i niszczyciele prowadziły ostrzał umocnień nadbrzeżnych z dział głównych i pomocniczych. Na wyspę spadły trzy tysiące pocisków kalibru 203,2 mm i 127 mm, tworząc krajobraz księżycowy. Na lotnisku zbudowanym przez zmuszonych do niewolniczej pracy jeńców wojennych w ciągu dwudniowego ataku zniszczono trzydzieści jeden samolotów japońskich. W pasie startowym powstały kratery i płonęły na nim szczątki samolotów.
Sakaibara był przeświadczony, że potężny atak przeprowadzony 5-6 października był przygotowaniem do amerykańskiego desantu. Wszystkich obrońców postawiono w stan gotowości i błyskawicznie naprawiono zniszczone umocnienia. Powstał problem, co zrobić z prawie setką amerykańskich jeńców znajdujących się nadal na wyspie. Sakaibara zdawał sobie sprawę, że będzie potrzebował wszystkich swoich ludzi do walk z amerykańskimi oddziałami desantowymi. Chciał wykorzystać także strażników pilnujących Amerykanów, którzy w jego przekonaniu byli już nieprzydatni. Komandor porucznik Tachibana, dowódca kompanii dowodzenia oddziału desantowego, został wezwany do bunkra Sakaibary nieco po świcie 7 października. Przed wojną Tachibana był studentem Sakaibary w Akademii Marynarki Wojennej (na wyspie Etajima leżącej w niewielkiej odległości od Hiroszimy) i swego wykładowcę poważał i darzył sympatią. Po ogólnej dyskusji na temat obrony wyspy i zapasów Sakaibara niespodziewanie wydał rozkaz, który zaskoczył Tachibanę. "Dowódca kompanii dowodzenia ma wziąć swoich ludzi i zastrzelić jeńców wojennych na północnym brzegu wyspy".

Podczas śledztwa prowadzonego po wojnie Tachibana zeznał, że był przekonany, znając Sakaibarę, iż tak poważną decyzję japoński kontradmirał z pewnością dokładnie rozważył przed zakomunikowaniem jej podwładnemu. Początkowo zaskoczony, Tachibana uznał jednak, że decyzja była zgodna z prawem. Skomentował: "Było usprawiedliwione zgładzenie wszystkich jeńców wojennych [...] tego samego dnia wieczorem". Na szczęście dla Tachibany dowództwo kompanii dowodzenia tego samego dnia powierzono innemu oficerowi, który przybył właśnie samolotem z bazy marynarki wojennej na atolu Kwajalein w archipelagu Wysp Marshalla. Porucznik Torashi Ito ledwie zdążył się rozpakować w przydzielonej mu kwaterze, kiedy został wezwany przez Tachibanę, który rozkazał mu przejąć dowództwo kompanii i przygotować na plaży rzeź Amerykanów. Jednocześnie Tachibana rozkazał wyprowadzić jeńców z koszar. W gasnącym świetle dnia odprowadzono ich pod strażą na północne wybrzeże wyspy. Tam więźniów związano i przewiązano im oczy strzępami materiału, po czym rozkazano im usiąść na plaży plecami do morza. Za nimi ciągnął się duży rów przeciwczołgowy.
Gdy dotarł na miejsce, porucznik Ito stwierdził, że wszystko już przygotowano. Trzy plutony z kompanii dowodzenia zajęły stanowiska za długim szeregiem siedzących jeńców, trzymając broń w gotowości. Na donośny rozkaz Ity żołnierze otworzyli ogień z karabinów maszynowych i karabinów, zabijając bezbronnych Amerykanów, którzy nie mieli możliwości ucieczki. Niektórzy zerwali się i starali się uciec. Jeden z nich (jego nazwisko nie jest znane) zdołał nawet, co wydaje się niewiarygodne, uciec w głąb wyspy, co dostrzegł pewien japoński marynarz. Ciała ponad dziewięćdziesięciu mężczyzn leżały na piasku zbroczonym krwią. Umilkły echa ostatnich strzałów i słychać było jedynie fale uderzające o brzeg. Zapadła noc, ciała zabitych bezceremonialnie wrzucono do rowu, który został zasypany. Marynarze japońscy wrócili do kwater. Meldunek o jeńcu, który zdołał uniknąć rzezi na plaży, sprawił, że Japończycy wrócili na miejsce zbrodni następnego dnia wieczorem. Odkopali ciała zmasakrowane przez kule i dokładnie policzyli. Nie ulegało wątpliwości, że brakowało jednej osoby. Japończycy dopiero po trzech tygodniach złapali ocalałego Amerykanina, W tym czasie uciekinier wyrył na kamieniu, znajdującym się blisko miejsca gdzie zakopano zwłoki, inskrypcja, które miały wskazać na miejsce pochówku pomordowanych: "98 US PW 5-10-43". Niestety podzielił on los pozostałych. Został przyprowadzony do kontradmirała Sakaibary, a dowódca japońskich sił stacjonujących na atolu Wake osobiście ściął go mieczem samurajskim. Ciało pospiesznie pochowano na plaży.

Kamień z inskrypcjami pozostawionymi przez anonimowego uciekiniera na wyspie Wake, który po trzech tygodniach ukrywania się został złapany i ścięty przez Sakaibare Fotografia 10. Kamień z inskrypcjami pozostawionymi przez anonimowego uciekiniera na wyspie Wake, który po trzech tygodniach ukrywania się został złapany i ścięty przez Sakaibare.

Przez dwa lata nie pamiętano o tym mordzie, ponieważ sytuacja Japończyków na froncie była coraz gorsza, a załoga atolu Wake cierpiała głód, czekając na inwazję, do której nigdy nie doszło. Amerykanie ominęli atol, zostawiając Japończyków bez dostaw i uniemożliwiając wysłanie im posiłków. Piętnastego sierpnia 1945 roku Sakaibara dowiedział się o kapitulacji Japonii. Kontradmirał i jego sztab zaczęli się wtedy zastanawiać nad mordem popełnionym dwa lata wcześniej. Tachibana zeznał, że 18 sierpnia Sakaibara rozkazał wszystkim oficerom stawić się w jego kwaterze. Zaczął od słów: „Właśnie usłyszałem informację nadaną przez stację radiową w Melbourne, że wszyscy zbrodniarze wojenni zostaną ukarani, niezależnie od tego, czy rozkazy wykonywali, czy byli oficerami wydającymi rozkazy"47. Zanim wysechł atrament na akcie bezwarunkowej kapitulacji Japonii, podpisanym na pokładzie USS „Missouri" w Zatoce Tokijskiej, pętla na szyi Sakaibary i jego kolegów zaczęła się zaciskać. Dwudziestego sierpnia Sakaibara zorganizował kolejne spotkanie, przed przybyciem oddziału amerykańskiej piechoty morskiej, który miał oficjalnie przyjąć kapitulację załogi. Wymyślono wtedy niewiarygodną historyjkę na wypadek, gdyby Amerykanie zadawali kłopotliwe pytania. Aby utrudnić prace amerykańskim śledczym, Sakaibara rozkazał przeprowadzić ekshumację i ponownie pochować szczątki na wschodnim brzegu wyspy. Zgodnie z warunkami przyjętymi przez władze Japonii Sakaibara miał się oficjalnie poddać 4 września. W ten dzień żołnierze amerykańscy znów zatknęli flagę z pasami i gwiazdami na słynnej wyspie. Wywiad amerykański dochodził, gdzie jest dziewięćdziesięciu ośmiu Amerykanów, których nie wysłano do obozów. Sakaibarę i piętnastu podległych mu oficerów natychmiast aresztowano i rozpoczęto przesłuchania. Postanowiono, że Japończycy zostaną przetransportowani do byłej japońskiej bazy marynarki wojennej na atolu Kwajalein w archipelagu Wysp Marshalla. Całą grupę oficerów oskarżono o zamordowanie dziewięćdziesięciu ośmiu amerykańskich pracowników budowlanych wysłanych na atol Wake. Podczas indywidualnych przesłuchań Japończycy powtarzali historyjkę, którą wymyślono na spotkaniu w kwaterze Sakaibary 20 sierpnia, zrzucając winę na Amerykanów. Jak twierdzili, podczas nalotu bombowego i ostrzału prowadzonego przez jednostki amerykańskiej marynarki wojennej Japończycy przenieśli jeńców do dwóch schronów przeciwlotniczych. Na jeden z tych schronów spadła bomba, zabijając wszystkich zgromadzonych w środku jeńców. Amerykanie przebywający w drugim schronie, widząc śmierć kolegów, wyrwali się ze schronu, zabili japońskiego strażnika, przerwali ogrodzenie otaczające więzienie i próbowali uciec. Strażnicy musieli ich więc zastrzelić podczas próby ucieczki (co było legalne na mocy postanowień dotyczących prowadzenia działań wojennych). Większość uciekinierów została zapędzona przez strażników na północny brzeg wyspy i tam zabita. Ciała pochowano w pobliżu.

Kontradmirał Shigematsu Sakaibara podpisuje akt poddania się japońskiego garnizonu okupującego wyspę Wake Fotografia 11. Kontradmirał Shigematsu Sakaibara (czerwona strzłka) podpisuje akt poddania się japońskiego garnizonu okupującego wyspę Wake. 4 sierpnia 1945 roku.

Amerykanie prowadzący śledztwo nie uwierzyli w tę historyjkę i zakomunikowali Japończykom, że dochodzenie będzie kontynuowane. Gdy przewożono japońskich oficerów na atol Kwajalein, dwóch oficerów młodszych rangą popełniło samobójstwo, zostawiając podpisane oświadczenia, w których obarczali odpowiedzialnością za masowy mord kontradmirała Sakaibarę i pozostałych oficerów. Gdy rozpoczął się proces, porucznik Ito, który dowodził oddziałem przeprowadzającym egzekucję, również popełnił samobójstwo. On także zostawił oświadczenie, w którym obarczył odpowiedzialnością Sakaibarę. Gdy Sakaibarze pokazano dowody zostawione przez jego podwładnych, ten przyznał, że wydał rozkaz zabicia dziewięćdziesięciu ośmiu jeńców amerykańskich, ponosi więc całkowitą odpowiedzialność. Sakaibara twierdził jednak także, że wykonywał rozkazy przełożonych, ale podczas procesów o zbrodnie wojenne taka linia obrony jest niedopuszczalna. Trybunał wojskowy odrzucił jego usprawiedliwienia. Komandor porucznik Tachibana, który również twierdził, że wykonywał rozkazy przełożonych, został skazany na śmierć wraz z Sakaibara. Tachibanie wyrok zmieniono na karę dożywotniego więzienia, ale Sakaibara nie okazał skruchy. Przewieziono go na amerykańską wyspę Guam, gdzie został powieszony z pięcioma innymi japońskimi zbrodniarzami wojennymi 19 lipca 1947 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Uważam, że mój proces był całkowicie niesprawiedliwy, niesprawiedliwa była też procedura, a wyrok wydano zbyt surowy, z przyjemnościąjednak mu się poddaję".

Inne ujęcię momentu podpisywania aktu kapitulacji japońskiego garnizonu okupującego wyspę Wake. Strzałka wskazuje na kontradmirała Shigematsu SakaibaraFotografia 12. Inne ujęcię momentu podpisywania aktu kapitulacji japońskiego garnizonu okupującego wyspę Wake. Strzałka wskazuje na kontradmirała Shigematsu Sakaibara.

Japończycy oskarżani o zbrodnie wojenne w procesach wszczętych po II wojnie światowej wielokrotnie powoływali się na rozkazy zwierzchników. Za każdym razem oddalano taką argumentację, uznając ją za niedopuszczalną. Wynikało to z postanowień przyjętych w 1919 roku przez piętnastoosobową Komisję do spraw Zbadania Odpowiedzialności Sprawców Wojny i Ustalenia Sankcji (Commis-sion des Responsabilites des Auteurs de la Guerre et Sanctions), powołaną przy międzynarodowej komisji aliantów, która analizowała postępowanie państw w czasie wojny. Komisja ta orzekła między innymi, że władze cywilne i wojskowe nie mogą być zwolnione z odpowiedzialności za zbrodnie tylko na tej podstawie, że za te same zbrodnie skazano przedstawicieli wyższych instancji. Sądy obradujące w przyszłości mająustalać w każdej sprawie, czy powoływanie się na konieczność wykonania rozkazu jest uzasadnione. Niemiecki kodeks prawa wojennego wyraźnie przewiduje, że zbrodnie wojenne są przestępstwami nawet wówczas, gdy wykonuje się rozkazy zwierzchników. „Podwładny wykonujący rozkaz podlega karze, jeśli wiedział, że wykonanie go jest pogwałceniem prawa"49. Podwładny powinien więc odmówić wykonania rozkazu wydanego przez dowódcę, jeśli oznacza on złamanie prawa. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ponieważ przy podejmowaniu decyzji o popełnieniu zbrodni wojennej w grę wchodzą również inne czynniki, takie jak etos grupy, osobiste przekonania oraz presja wywierana przez otoczenie. Również lęk przed karą skłania żołnierzy i marynarzy, którzy w normalnych warunkach przestrzegają prawa, do popełniania potwornych czynów w czasie wojny. Podstawowym obowiązkiem żołnierza jest posłuszeństwo oficerowi, ale jeśli polecenie jest bezsprzecznie niezgodne z obowiązującym prawem, żołnierz jest zobowiązany

Inne ujęcię momentu podpisywania aktu kapitulacji japońskiego garnizonu okupującego wyspę Wake. Strzałka wskazuje na kontradmirała Shigematsu SakaibaraFotografia 13. Inne ujęcię momentu podpisywania aktu kapitulacji japońskiego garnizonu okupującego wyspę Wake. Strzałka wskazuje na kontradmirała Shigematsu Sakaibara.

odmówić wykonania rozkazu. W brytyjskich i amerykańskich siłach zbrojnych wprowadzono podobne zasady. Japoński kodeks wojenny był jednak odmienny. Od żołnierzy oczekiwano bezwarunkowego posłuszeństwa. Podczas procesów obrońcy wielokrotnie używali argumentu, że żołnierze niższych rang dopuszczający się zbrodni wojennych nie zdawali sobie sprawy, że ich czyny mają charakter przestępczy. Żołnierze ci byli posłuszni oficerom i nie kwestionowali legalności wydawanych rozkazów. Rzezie niewinnych kobiet i dzieci nie różniły się od walk z żołnierzami amerykańskiej piechoty morskiej, ponieważ wszystkiego dokonywano dla cesarza, a obowiązkiem żołnierza i marynarza było bezwzględne posłuszeństwo. Kolejnym istotnym czynnikiem wpływającym na to, że Japończycy wykonywali rozkazy, było dążenie do zachowania twarzy i obawa przed wstydem, czego nie ma w jednostkach anglosaskich. Silna japońska etyka grupowa, niechęć do występowania z szeregu i utrata reputacji na skutek niewykonania rozkazu powodowały, że niewielu japońskich oficerów i żołnierzy niższych rang kwestionowało otrzymane rozkazy. Kwestionowanie rozkazu wydanego przez dowódcę oznaczało bowiem podważanie autorytetu cesarza, ten zaś był niewzruszalny, ponieważ cesarz był żyjącym bogiem.

Pomnik upamiętniający pomordowanych cywilów na wyspie WakeFotografia 14. Pomnik upamiętniający pomordowanych cywilów na wyspie Wake.

Z kultem cesarza wiązał się rygorystyczny kodeks busido pochodzący jeszcze z czasów samurajów, zmodyfikowany w pewnym stopniu, aby go dostosować do warunków panujących we współczesnych siłach zbrojnych. Kodeks ten określał zasady postępowania każdego japońskiego żołnierza. Nakaz wykazywania twardości i odwagi oraz wyboru śmierci ponad hańbę, a także całkowity brak poszanowania dla wszystkiego, co niejapońskie, dawały Japończykom służącym w siłach zbrojnych przeświadczenie o misji, które nie występowało w siłach zbrojnych innych państw. Podczas prowadzonych przez aliantów procesów zbrodniarzy wojennych odrzucano taką argumentację, kierując się zasadami słuszności moralnej i pojęciami czynów przestępczych przyjmowanych w tradycjach zachodnich kodeksów wojennych. Przepaść między tymi kulturami była olbrzymia, a postępowanie sił zbrojnych obu tych kultur było tak odmienne, że były dla siebie wzajemnie niezrozumiałe.



















Strona: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9