Nalot na Tokio

Załoga 11. samolotu B-25 B n/s 40-2249 - "Hari Karier" - załoga z 89. dywizjonu rozpoznawczego

- Pilot Capt. Chas. R. Greening, nr ewidencyjny 0-22443,
- Drugi pilot Lt. Kenneth E. Reddy, nr ewidencyjny 0-421131,
- Nawigator Lt. Frank A. Kappeler, nr ewidencyjny 0-419579,
- Bombardier S/Sgt. Wm. L. Birch, nr ewidencyjny 6561172,
- Mechanik/strzelec Sgt. Melvin J. Gardner, nr ewidencyjny 62964.

Załoga jedenastego samolotu nr 40-2249. Fotografia 21. Załoga jedenastego samolotu nr 40-2249. Od lewej: Frank A. Kappeler, Chas. R. Greening, Kenneth E. Reddy, Wm. L. Birch i Melvin J. Gardner.

      Byli pierwszymi, którzy zbombardowali Yokohamę. Rafinerie, doki, magazyny i strefa przemysłowa w Yokohamie były ich pierwotnym celem. Około 50 km od celu bombowiec został zauważony przez grupę myśliwców, z której cztery samoloty oderwały się i otworzyły ogień z dość dużej odległości smugowymi pociskami. Gardner skutecznie odpędzał myśliwce długimi seriami z tylnej wieżyczki. Deklarował, że dwa z nich zostały trafione, a jeden się zapalił. Nie zaobserwowali jednak jego upadku. Gdy bombowiec zwiększył prędkość, myśliwce pozostały w tyle. Także nad Yokohamą kręciło się na różnych wysokościach wiele myśliwców. Kilka z nich szykowało się do ataku. Greening zmienił kurs szukając celu. Z nieznanych przyczyn myśliwce zmieniły kierunek i zawróciły. Alternatywnym celem załogi bombowca były zakłady chemiczne produkujące oliwę i smar. Greening odnalazł je stosunkowo łatwo, korzystając ze szkicu jaki zrobił jeszcze na "Hornecie". Dachy zakładów i zbiorników były częściowo zamaskowane. Z wysokości 600 stóp Birch nie chybił celu. Podmuch wybuchów targnął uciekającym bombowcem. Efekty bombardowania można było jeszcze zobaczyć na 50 mil, gdy nad celem unosiła się ogromna chmura czarnego dymu. Następnie bombowiec skierował się nad Zatokę Tokijską. Po drodze Birch ostrzelał z przedniego kaemu trzy małe łodzie, z czego jedną zatopił. Na resztkach paliwa pokonał obszar złej pogody nad morzem kierując się na stały ląd. Lotnisko w Chuchow milczało. Pół godziny przed północą załoga wyskoczyła w górzystym terenie na granicy prowincji Zhejiang i Anhui - 80 kilometrów na północny zachód od Chuchów. Porucznik Reedy złamał rzepkę i doznał rany głowy, a sierżant Gardner skręcił kostki obu nóg. Rozproszoną załogę udało się zgromadzić w okolicznej wiosce i za pośrednictwem lokalnych rolników przetransportować ją do powiatu Shexian w prowincji Anhui. Kiedy Zeng Jianpei (tłumacz) zapytał o ich potrzeby, Birch powiedział, że chce butelkę piwa. Piwo było tutaj rzadko spotykane. Jednak ku jego zaskoczeniu Zeng znalazł mu butelkę, w której było "Szanghajskie brandy". Przypominając to sobie, Birch powiedział później, że było to "najsmaczniejsze piwo jakie pił w życiu". Całą załogę następnie przetransportowano do Chuchow, gdzie dwóch rannych z załogi otrzymało leczenie. Po nalocie na Tokio Greening został przydzielony do jednostki latającej na B-26 w Afryce Północnej. Został zestrzelony 17 lipca 1943 roku podczas nalotu na Neapol. Schwytany przez Niemców po dwóch miesiącach uciekł z więzienia. Unikał schwytania przez sześć miesięcy, ale w końcu został pojmany i spędził resztę wojny w Stalagu "Luft I" w Barth na terenie III Rzeszy. Drugi pilot Reddy powrócił do kraju w czerwcu 1942 roku. Zginął w wypadku lotniczym niedaleko Little Rock w Arkansas 3 września 1942 roku. Nawigator Kappeler pozostał w Chinach do sierpnia 1942 roku, a następnie służył w Europie. Strzelec Gardner zginął w akcji 3 czerwca 1942 w czasie powrotu do bazy w Kunmingu tuż po bombardowaniu Lashio w Birmie.

Załoga 12. samolotu B-25 B n/s 40-2278 - "Fickle Finger of Fate" - załoga z 37. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Wm. M. Bower, nr ewidencyjny 0-398557,
- Drugi pilot Lt. Thadd Blanton, nr ewidencyjny 0-421030,
- Nawigator Lt. Wm. R. Pound, nr ewidencyjny 0-419333,
- Bombardier T/Sgt. Waldo J. Bither, nr ewidencyjny 6101457,
- Mechanik/strzelec S/Sgt. Omer A. Duquette, nr ewidencyjny 6143447.

Załoga dwunastego samolotu nr 40-2278. Fotografia 22. Załoga dwunastego samolotu nr 40-2278. Od lewej: Wm. R. Pound, Wm. M. Bower, Thadd Blanton, Waldo J. Bither i Omer A. Duquette.

      Bower leciał za Greening'iem nad Yokohamę. Po przybyciu nad Zatokę Tokijską załoga por. Bowera skutecznie zbombardowała rafinerię "Ogura", dwie fabryki i duży magazyn wzdłuż doków w Yokohamie. Wyczyn ten został osiągnięty pomimo dwóch wrogich myśliwców, które przyczepiły się nad celem, oraz szeregu balonów na uwięzi. Ciężki ostrzał artylerii przeciwlotniczej napotkano jeszcze przed zrzutem ładunku bomb. Gdy bombowiec schodził nisko odlatując znad celu Bower ostrzelał z karabinu budynki pobliskiej elektrowni. Tylko raz strzelcy pokładowi zmuszeni byli odeprzeć atak samolotu myśliwskiego ścigającego bombowiec. Baterie dział przeciwlotniczych nadal strzelały z tyłu, a także ze wzgórza na zachodzie aż do momentu kiedy bombowiec znalazł się dwie mile od wybrzeża. Po drodze ku wybrzeżom Chin załoga ostrzelała i zatopiła jedną łódź, 100 mil na wschód od Japonii. Nad Chinami w ciemnościach nocy, po daremnym oczekiwaniu na sygnały radiowe o 23:30 Bower kazał załodze opuścić samolot, a następnie włączając automatycznego pilota po dwudziestu sekundach sam wyskoczył. Bombowiec był na pułapie 11 500 stóp. Bower wylądował w górzystym terenie bez obrażeń w pobliżu Suien - podobnie jak załoga Greeninga - na północny zachód od Chuchow. Następnie owinięty w spadochron doczekał poranka. Następnego dnia rano zszedł z góry i ruszył na wschód przez następne parę godzin, a później na północny wschód, gdzie dotarł do małej wioski. Tutejszy nauczyciel był w stanie zlokalizować kierunek i odległość do Chuchow. Trzech członków załogi dołączyło do niego w tej wiosce. Czwarty dołączył do nich w południe następnego dnia. Duquette złamał nogę, podczas niefortunnego lądowania na nierównym terenie i został przetransportowany przez lokalnych rolników w lektyce. Tubylcy prowadzili ich następnie do Sian (Xin'an), gdzie po drodze dołączyła do nich załoga samolotu por. Joyce'a. Stamtąd wszyscy zostali przetransportowani samochodem do Chuchow. Sześć nocy spędzili w tamtejszej placówce, gdzie później wyruszyli pociągiem do Yun San (Yingtan), a następnie zabrał ich autobus, którym jechali trzy dni do Hengyang. W Hengyang czekał na nich DC-3, którym odlecieli do punktu zbornego w Chungking.
Bower po nalocie od września 1942 służył w 8. Armii w Europie, gdzie pozostał do września 1945 roku. Drugi pilot Blanton pozostał w Indochinach do lipca 1943 roku. Uciekł z terenu okupowanego przez wroga po katastrofie w Birmie. Nawigator Pound odbył 50 misji w Europie w okresie między wrześniem 1942 a marcem 1944 roku. Sierżant Duquette zginął sześć tygodni po nalocie 3 czerwca 1942, gdy jego samolot rozbił się w górach podczas powrotu z misji bombardowania Lashio w Birmie.

Załoga 13. samolotu B-25 B n/s 40-2247 - "The Avenger" - załoga z 37. Dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Edgar E. McElroy nr ewidencyjny 0-421122,
- Drugi pilot Lt. Richard A. Knobloch, nr ewidencyjny 0-421816,
- Nawigator Lt. Clayton J. Campbell, nr ewidencyjny 0-419327,
- Bombardier Sgt. Robert C. Rourgeois, nr ewidencyjny 7000417,
- Mechanik/strzelec Sgt. Adam R. Williams, nr ewidencyjny 6969211.

Załoga trzynastego samolotu nr 40-2247. Fotografia 23. Załoga trzynastego samolotu nr 40-2247. Od lewej: Clayton J. Campbell, Edgar E. McElroy, Richard A. Knobloch, Robert C. Rourgeois i Adam R. Williams.

      Celem załogi była baza marynarki wojennej w Yokosuka. Bombowiec nadleciał z kierunku południowego, gdzie załoga nie spotkała żadnego samolotu wroga. Za to ciężki ogień przeciwlotniczy nad celem był dość celny i targał bombowcem raz po raz. Drugi pilot Knobloch robił zdjęcia z własnego aparatu. Później okazało się, że tylko on jeden uratował film, będący fragmentaryczną dokumentacją rajdu. Nieatakowany B-25 z niskiego pułapu zbombardował suchy dok, w którym stał przerabiany ze statku handlowego lotniskowiec. Okręt przewrócił się i stanął w płomieniach (był to lotniskowiec "Ryuho"). Reszta bomb spadła na magazyny i składy portowe. Po zrzucie ładunku, McElroy natychmiast udał się nad morze. W połowie drogi pomiędzy Tokio, a wyspą Yakashima załoga zaobserwowała duży okręt podwodny, a około 15 mil dalej trzy duże krążowniki. Gdy dotarli nad chiński brzeg, lądowanie okazało się niemożliwe ze względu na warunki pogodowe. Pilot poinformował załogę, aby zabrała wszystko co było możliwe, a przede wszystkim - pistolet, nóż, prowiant, mapy, pakiet pierwszej pomocy i latarkę. Każdy członek załogi miał na sobie kamizelkę ratunkową. Następnie włączono autopilota, po czym cała załoga opuściła pokład wyskakując w krótkich odstępach czasu o godzinie 22:45 około 75 mil na północ od miasta Poyang. Wszyscy wylądowali bez obrażeń oprócz sierż. Williamsa, który wylądował na drzewie i skręcił lekko kolano. Knobloch wylądował łagodnie na błotnistym poletku ryżowym. Przyświecając latarką ruszył przed siebie. Wkrótce dotarł do jakiejś rzeki. Nie oddalając się od brzegu, zmęczony i zziębnięty, zaczął szukać jakiegoś suchego miejsca na nocleg. Wciąż siąpił deszcz. Z drugiego brzegu zamigotało światło latarki. Krzyknął na co odpowiedział mu McElroy. Knobloch wszedł do wody, ale się wycofał gdy ugrzązł w mulistym dnie po pachy. Razem uzgodnili że będą czekać do rana na swoich brzegach. Knobloch spędził noc zagrzebany w stojącym w pobliżu suchym kopcu słomy ryżowej. O poranku udali się do pobliskiej wioski by się dowiedzieć gdzie są. O godzinie 10:00 w wiosce dołączł do nich Campbell i Rourgeois. Gdy przybył chiński żołnierz sprowadzony przez dzieci przekonali się, że są po właściwej stronie McElroy podarował mu paczkę papierosów. Żołnierz wskazał dalszą drogę i pod jego eskortą dotarli około godziny 11:00 do garnizonu w małym pobliskim miasteczku. Tam około 11:30 dołączył do nich Williams, uzupełniając całą załogę. Dowódca tutejszego garnizonu kapitan Wong Ninl poinformował ich, iż dziesięć kilometrów od wioski, skąd przyprowadził ich żołnierz w dole rzeki znajdowały się najbliższe pozycje japońskie. Piątka lotników pochyliła siej nad mapą z zaznaczonymi pozycjami wojsh japońskich. Knobloch wpatrując się w mapę krzyknął: O rany!!! Gdybyśmy wyskoczyli o pięć minut wcześniej to nie zobaczyłbym rodzinnego Milwaukee". Następnie żołnierze zabrali całą piątkę na południe. Zatrzymali się w małej wiosce na noc, po przebytej "ciężkiej" trzygodzinnej podróży na kucykach. Następnego ranka byli niesieni w lektykach i osiągnęli Poyang około godziny 17:00. W Poyang zastali ugoszczeni przez siostry z tutejszej misji, gdzie załoga dostała porządną kolację i wygodne łóżka. Pozostali w Poyang przez następną dobę. Kolejny dzień załoga podróżowała do Yingtan, gdzie ugościł ich sam generał Liu. Pod eskortą generała Liu udali się następnie pociągiem do Chuchow. W trakcie podróży pociąg został zaatakowany przez trzy samoloty wroga, ale nie doznał uszkodzeń. O 17:30 dotarli do Chuchow i pozostali tam przez kolejne trzy dni. Później jadąc trzy dni autobusem dotarli do Hengyang, skąd samolot zabrał ich 3 maja do Chungking. Jak później stwierdziła załoga: "Wszyscy ludzie i żołnierze byli bardzo dla nas łaskawi i dołożyli wszelkich starań, aby nasza podróż do Chungking była komfortowa".
Cała załoga pozostała w Indochinach by latać w misjach bojowych ponad rok. Wszyscy członkowie załogi przeżyli wojnę. Swą doskonalą reputację zawdzięczali wzorowej postawie podczas misji bojowych.

Załoga 14. samolotu B-25 B n/s 40-2297 - załoga z 89. dywizjonu rozpoznawczego

- Pilot Major John A. Hilger, nr ewidencyjny 0-20437,
- Drugi pilot Lt. Jack A. Sims, nr ewidencyjny 0-421340,
- Nawigator/Bombardier Lt. James H. Macia Jr., nr ewidencyjny 0-419330,
- Mechanik/strzelec S/Sgt. Jacob Eierman, nr ewidencyjny 6883947,
- Strzelec S/Sgt. Edwin V. Bain, nr ewidencyjny 6561290.

Załoga czternastego samolotu nr 40-2297. Fotografia 24. Załoga czternastego samolotu nr 40-2297. Od lewej: James H. Macia Jr., John A. Hilger, Jack A. Sims, Jacob Eierman i Edwin V. Bain.

      Trzy startujące na ostatku bombowce obrały cele leżące na południe od Tokio. Załoga mjr. Hilgera zbombardowała koszary w Nagoya, zbiorniki ropy na północny zachód od dzielnicy biznesowej, arsenał wojskowy w centrum miasta i fabrykę samolotów Mitsubishi. Nad celem zauważono umiarkowany i niecelny ogień przeciwlotniczy. Tylko jeden wrogi samolot był widziany w powietrzu nad Nogoyą i nie został zidentyfikowany. Nie podjął się także zaatakowania bombowca. Kiedy opuszczali rejon, tylny strzelec zakomunikował iż widzi wiele pożarów w koszarach, a słupy czarnego dymu były widoczne jeszcze 20 mil od celu. Około 300 mil od wybrzeża Chin napotkali szkwały deszczu. Pogoda psuła się z każdą chwilą. Pilot odtąd polegał tylko na instrumentach pokładowych. Wspięli się na 7000 stóp. Przez kilka przerw w chmurach widzieli światła na dole. O godzinie 22:20 oszacowali, iż znajdują się nad Chuchow. Pozostało tylko 150 litrów paliwa. Kiedy stwierdzili, że lądowanie w Chuchow jest niemożliwe, Hilger ostrzegł załogę, aby przygotowali się do opuszczenia samolotu. Kazał zabrać ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Później zwiększył wysokość do 8500 stóp i kazał załodze opuścić pokład. Sam włączając automatycznego pilota i redukując prędkość wyskoczył ostatni. Gdy opadał na spadochronie słyszał eksplozję bombowca kończącego swój lot gdzieś w górach. Wszyscy bez obrażeń wylądowali na południowy wschód od Shangjao na nieokupowanym terytorium. Hilger wylądował na bardzo kamienistym szczycie stromej góry. Był wstrząśnięty, ale nie ranny, z niewielkimi tylko siniakami. Z jednej części spadochronu zrobił prowizoryczny namiot, a drugą się owinął i tak spędził noc. Następnego dnia rano poszedł do wioski u podnóża góry, gdzie jeden z mieszkańców wsi doprowadził go do drogi. Po chwili zabrała go ciężarówka załadowana żołnierzami, która zawiozła go do odległego o 15 mil miasteczka Guangfeng. Jeden z żołnierzy pokazał Hilgerowi na mapie miejsce gdzie się obecnie znajdowali. W Guangfeng spędził noc i dołączył do trzech pozostałych członków załogi, którzy już tam byli. W nocy przybył ostatni z załogi i całą piątkę następnego dnia rano przetransportowano samochodem do Shangjao, a stamtąd pociągiem do Chuchow. 20 kwietnia wraz z załogami Greeninga, Jonesa i Bowera obserwowali atak japońskich samolotów na lotnisko w Chuchow Na placówce w Chuchow pozostali do 28 kwietnia. Następnie pociągiem, autobusem i samolotem dotarli do Chungking 3 maja 1942.
      Hilger pozostał w Indochinach jako dowódca Grupy Bombowej, a następnie przez ostatnie osiemnaście miesięcy wojny służył w sztabie admirała Chestera A. Nimitza w rejonie Pacyfiku. Drugi pilot Sims służył po nalocie w Indiach. W sierpniu 1942 roku został przydzielony do 444. dywizjonu 320. grupy bombowej -jednostki latającej na B-26 w Afryce, gdzie ukończył 40 lotów bojowych. W ostatniej misji jego samolot został ciężko uszkodzony przez ostrzał przeciwlotniczy nad Salerno we Włoszech, ledwie dociągając do bazy. Nawigator Macia odbył 80 misji w tej samej 320. grupie bombowej latając od marca 1943 do kwietnia 1945 r. Bain po nalocie też dostał przydział do 320. grupy bombowej w Afryce Północnej, gdzie 19 lipca 1943 roku zginął, kiedy jego samolot rozbił się w Morzu Tyrreńskim podczas powrotu z misji bojowej w pobliżu Rzymu we Włoszech. Strzelec Eierman powrócił do kraju i został przydzielony do jednostki zwalczającej okręty podwodne na wschodnim wybrzeżu Stanów i latał aż do lutego 1945 roku.

Załoga 15. samolotu - 6-25 B n/s 40-2267 - "TNT" - załoga z 34. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Donald G. Smith, nr ewidencyjny 0-389010,
- Drugi pilot Lt. Grifnth R Williams, nr ewidencyjny 0-421356,
- Nawigator/Bombardier Lt. Howard A. Sessler, nr ewidencyjny 0-431650,
- Lekarz pokładowy Lt. Thomas R. White, nr ewidencyjny 0-420191,
- Mechanik/strzelec Sgt. Edward J. Saylor, nr ewidencyjny 6569707.

Załoga piętnastego samolotu nr 40-2267. Fotografia 25. Załoga piętnastego samolotu nr 40-2267. Od lewej: Howard A. Sessler, Donald G. Smith, Grifnth R Williams, Thomas R. White i Edward J. Saylor.

      Po odłączeniu się od samolotu Hilgera przed Nagoyą bombowiec skierował się do Kobe. Smith minął Osakę od północy i skierował się ku wschodnim dzielnicom portowym Kobe. Załoga zbombardowała główny obszar przemysłowy - stalownię, fabrykę samolotów Kawasaki, dok stoczni i stocznie w północnej części zatoki. Dopiero gdy bombowiec opuszczał zatokę, zerwał się spóźniony ogień pojedynczego działa przeciwlotniczego. Dwa samoloty "Kate" odpędzili strzelcy pokładowi, gdy Hilger skierował maszynę w stronę Cieśniny Koreańskiej. W drodze do Chin przedzierali się przez obszar burzowy. W ciemnej deszczowej nocy Smith w końcu ujrzał góry wzdłuż chińskiego wybrzeża. Próbował bezskutecznie podnieść bombowiec by je przeskoczyć, jednak brak paliwa i defekt prawego silnika zmusiły pilota do wodowania na morzu, 500 metrów na południe od wyspy Tantou Shan w prowincji Zhejiang na wschodnim wybrzeżu Chin. Czterech członków załogi bezpiecznie wyszło z samolotu zanim zatonął i wiosłując na tratwie ratunkowej dotarii do brzegu. Ostatni - porucznik Thomas White (lekarz armii USA) - ryzykując swym życiem pozostał wewnątrz tonącego samolotu, w którym gwałtownie podnosiła się woda, by odszukać swoje narzędzia chirurgiczne i zestaw medyczny. Pudła z lekarstwami nie znalazł, ale odzyskał swoje narzędzia. Krótko po wydostaniu się z samolotu wrak opadł 100 stóp pod wodę. Bezinteresowne oddanie i poświęcenie dla rannych lotników z bombowca nr 7 daje obraz bezprecedensowej odwagi i zasługuje na specjalne wyróżnienie, a trzeba pamiętać, że to wszystko odbyło się pod nosem wojsk japońskich depczących Amerykanom po piętach. Po wielu latach White ciągle żałował, że nie znalazł pudła z lekarstwami. Być może, gdyby je odzyskał Lawson nie straciłby nogi... Czterech lotników, którzy dotarii do brzegu udało się w stronę poblskiej wioski rybackiej. Ma Liang Shui grał w karty z przyjaciółmi w domu, gdy nagle usłyszeli szczekanie psa na obrzeżach wioski. Spostrzegli błysk latarki w ciemności po drugiej stronie. W czasie wojny ci, którzy korzystają z latarki w nocy byli albo wrogimi żołnierzami albo piratami. W pośpiechu, wszyscy uciekli w góry za domem. Po chwili ciszy, Ma Liang Shui zgłosił się na ochotnika, aby zobaczyć co się stało. Starzec wkrótce wrócił i powiedział, że nie ma piratów, ale jest za to kilku cudzoziemców. Ma Liangshui i jego rodzina wróciła więc do wioski gdzie znaleźli czterech członków załogi, w "dziwnych strojach ze skóry", którzy byli cali mokrzy. Ma zaprowadził ich do domu, a jego żona Zhao Xiaobao znalazła dla nich suche ubrania i rozpaliła ogień aby się rozgrzali. Ponieważ nikt we wsi nie rozumiał angielskiego, zajęło im sporo czasu aby ustalić kim są przyprowadzeni obcokrajowcy. Za pomocą mapy świata, Ma w końcu dowiedział się, że czterech wysokich cudzoziemców to amerykańscy lotnicy. O świcie następnego dnia rano, Ma Liangshui pomógł znaleźć Thomasa White'a ukrywającego się w skale u wejścia do wsi. W nocy, Ma Liang Shui i inni chińscy rybacy przebrali ich w chińskie ubrania rybaków i przemycili przez japońskie blokady swoimi łodziami. Najbliższym miastem było Shengzhou. Lotnicy dotarli tam, prowadzeni przez chińskich przewodników, przedzierając się nocą przez tereny okupowane przez Japończyków. Następnie udali się do Chuchow. Po drodze Smith dowiedział się o poważnych obrażeniach Teda Lawsona i udał się natychmiast na spotkanie z nim, by por. White mógł udziebć pomocy medycznej. Z załogą Lawsona spotkali się w Linhai - o czym była mowa wcześniej. Potem wszyscy dotarli bezpiecznie do Chungking.
      Smith po nalocie na Tokio został przydzielony do 432. dywizjonu bombowego stacjonującego w Barksdale w Luizjanie. Zmarł w wyniku ran odniesionych w katastrofie lotniczej w dniu 12 listopada 1942 roku w Anglii. Williams pozostał w Indochinach do hpca 1942 roku. Później przydzielony do 12. Armii Powietrznej służył w Afryce Północnej i został zestrzelony w lipcu 1943 roku. Był jeńcem wojennym od 4 lipca 1943 r. do 29 kwietnia 1945 roku. Sessler podobnie jak Wilbams pozostał w Indochinach do lipca 1942 roku. Następnie służył w Europie Zachodniej i we Włoszech do czerwca 1945 roku. "Doktorek" White służył po nalocie w Anglii, Afryce Północnej. Sycylii i we Włoszech. Po wojnie powrócił do prywatnej praktyki w Kalifornii i na Hawajach. Saylor wrócił do kraju.

Załoga 16. samolotu B-25 B n/s 40-2268 - "Bat Out of Hell" - załoga z 89. dywizjonu rozpoznawczego

- Pilot Lt. W. G. Farrow, nr ewidencyjny 0-42173,
- Drugi pilot Lt. Robert L. Hite, nr ewidencyjny 0-417960,
- Nawigator Lt. Geo. Barr, nr ewidencyjny 0-431644,
- Bombardier Cpl. Jacob DeShazer, nr ewidencyjny 6584514,
- Mechanik/strzelec Cpl. C. Spatz, nr ewidencyjny 6936659.

Załoga szesnastego samolotu nr 40-2268. Fotografia 26. Załoga szesnastego samolotu nr 40-2268. Od lewej: Geo. Barr, W. G. Farrow, acob DeShazer, C. Spatz.

      Ostatni bombowiec obrał kurs prosto w stronę Nagoji. Nad miastem, zaalarmowanym już uprzednim atakiem bombowca majora Hilgera powitał ich dość gwałtowny lecz niecelny ogień artyleryjski. Właściwie nie Nagoya lecz Osaka była pierwotnie zaplanowanym miejscem ataku. Farrow liczył jednak, że po akcji dogoni bombowiec Hilgera i wspólnie dolecą do Chin. Załodze Farrowa udało się zrzucić ładunek bomb pomimo silnego ostrzału przeciwlotniczego. Z niskiego pułapu zrzucił po dwie bomby zapalające na rafinerię ropy naftowej i fabrykę samolotów. Oba obiekty stanęły w płomieniach. W drodze do Chin bombowiec wpadł w rozległy obszar burzowy. Farrow zwiększył pułap do 3000 stóp lecąc nad chmurami. Niebawem ujrzeb pierwsze światła na dole. Lot odbywał się na ostatnich kroplach paliwa. Lądowanie w ciemnościach na nieznanym terenie uznano za pewną katastrofę. Farrow wydał polecenie przygotowania się do skoku ze spadochronami. Przedtem ustalono sygnały świetlne, którymi za pomocą latarek mieli się posługiwać. Nawigator Barr wyskoczył pierwszy w pobliżu zajętego przez nieprzyjaciela miasta Nanchang koło jeziora Poyang. Wylądował na podmokłej łące, a mimo to skręcił lekko nogę w kostce. Gdzieś z daleka dobiegł go głuchy łomot rozbijającego się o ziemię bombowca. Barr wyjął latarkę i błysnął parę razy. Nikt jednak nie odpowiadał. Odszukał polną ścieżkę i ruszył przed siebie. Po kilku minutach idąc drogą wzdłuż rzeki dotarł do zbombardowanego mostu. Barr zatrzymał się i już miał zapalić latarkę, kiedy w tym momencie usłyszał jakiś głos i został oślepiony światłem. Zdołał tylko przez moment zauważyć wymierzone w jego stronę ostrze bagnetu. Żołnierz krzyknął i z baraku opodal wyskoczyło kilka postaci. Otoczyli go i wprowadzili do pomieszczenia. Barr zamarł gdy rozpoznał po czapkach z długim daszkiem że to Japończycy. Wyszarpnięto mu z kabury pistolet i związano z tyłu ręce. Został następnie przetransportowany do pobliskiego miasteczka, gdzie stacjonował japoński garnizon. Natychmiast został przesłuchany. Nie odpowiadał na żadne pytania. Podał tylko nazwisko, stopień i numer ewidencyjny. Resztę nocy spał strzeżony przez żołnierzy. Rano otwarto drzwi i wepchnięto drugiego pilota Hite'a. Kilkanaście minut później załoga nr 16 była w komplecie, gdy do pokoju wprowadzono pozostałych jej członków. Przetransportowano ich do Szanghaju, gdzie po kilku dniach dołączyli do nich trzej członkowie szóstego samolotu (por. Hallmarka).
      Ośmiu lotników skuto kajdankami i przetransportowano samolotem do Japonii. Wysiadając z samolotu przed wieloma fotoreporterami ich posiniaczone i zmaltretowane twarze mówiły same za siebie. W samym środku, w gromadce nieszczęśników stał przykuwający oczy swą postacią młody oficer, zdający się mówić: "Oto moi chłopcy, którym się nie poszczęściło - niech Bóg zlituje się nad nami - a ja, ich dowódca poprowadzę ich bez trwogi na czekającą nas wszystkich śmierć". Po około 45 dniach i dalszych przesłuchaniach oraz torturach zmuszono ich do podpisania dokumentu w języku japońskim, w którym ujawniono, iż bombardowali szpitale i szkoły, a nie obiekty wojskowe. Wszystkich ośmiu przewieziono statkiem z powrotem do Chin i osadzono w więzieniu w Szanghaju. Prasa japońska nie pozostawiła na nich suchej nitki, uważając ich za "zbrodniarzy - morderców kobiet i dzieci". Dwudziestego sierpnia 1942 r. głodnych, zawszonych i pozbawionych wszelkiej pomocy medycznej lotników przewieziono do specjalnego więzienia wojskowego Kiangwan na północnym przedmieściu Szanghaju.
      Tam również poddano ich przesłuchaniom i torturom, jak wspominał po wojnie Nielsen: "Wszyscy trzej - Hallmark, Meder i ja, zostaliśmy zamknięci w osobnych celach, a mnie doprowadzono zaraz na przesłuchanie. Nie podałem im faktów dotyczących rajdu, tylko moje nazwisko, stopień wojskowy i numer ewidencyjny. Wtedy strażnicy rzucili się na mnie, bili pięściami po twarzy i głowie i kopali po nogach, gdzie blizny mam do dziś. Zostałem poddany torturze nazwanej przez nich "kuracją wodną". Przewrócili mnie na plecy, a strażnicy trzymali mnie za ręce i nogi. Twarz obwiązano mi ręcznikiem i do utworzonego wgłębienia na ustach lano wodę z wiadra. Gdy byłem bliski udławienia i utraty przytomności, przerywali i czekali, aż złapię oddech. I wtedy znów zaczynali od nowa. Trwało to około dwudziestu minut. Czułem się jak topielec na pograniczu życia i śmierci. Stosowali też inne metody tortur, tak zwane "bambusowe", w trakcie których skakano po moim udzie z zaostrzoną tyczką bambusa powodującą głębokie rany. Wobec pozostałych członków stosowano identyczne metody". Dostawali głodowe racje żywieniowe, jak dalej wspomina Nielsen: "Rano mała miseczka ryżu i trochę wody. Na obiad około piętnastu deka chleba lub trochę ryżu z małą rybką. To samo na kolację, lecz trzeba było wybierać: albo chleb, albo rybka. Tylko Hallmark otrzymywał dodatkowo trzy razy w tygodniu zupę. Była to woda, w której płukano warzywa".
      Wyraźny brak pożywienia objawił się wkrótce u lotników objawami dyzenterii i beri-beri. Porucznik Hallmark kontuzjowany w nogi podczas przymusowego lądowania, wycieńczony głodem i torturami, nie mógł chodzić i był transportowany na noszach. Podczas procesu w więzieniu Kiangwan, który był parodią, wszyscy lotnicy zostali skazani na karę śmierci. Sami nie wiedzieli o tym, gdyż wyrok odczytano im w języku japońskim. Wyrok śmierci musiał być jednak zatwierdzony przez Tokio. Los lotników przesądzony został 10 października 1942 r., kiedy przysłano z Tokio dokument zatwierdzający zgodę na egzekucję trzech lotników - Hallmarka, Spatza i Farrowa. Pozostałym karę śmierci zamieniono na dożywotnie więzienie podkreślając, że zostali "ułaskawieni przez cesarza Hirohito". Egzekucję wyżej wspomnianych trzech lotników wykonano 15 października 1942 r. i pochowano na cmentarzu więziennym w Kiangwan. Pozostałych przewieziono do więzienia w Nankinie, gdzie trzymano ich w pojedynczych celach. Fatalne warunki niewoli odbiły się na zdrowiu porucznika Medera. Tortury, głodowe racje żywieniowe, szczury, wszy, dyzenteria i wodna puchlina spowodowały spadek jego wagi do 55 kg. Zmarł z wycieńczenia 1 grudnia 1943 r. Wypadek ten uratował życie porucznikowi Hite'owi, który również znajdował się na skraju krańcowego wyczerpania. Pod opieką japońskiego lekarza wracał do zdrowia. Barr także był krańcowo wycieńczony. W porach letnich w celach było bardzo gorąco i duszno, powodując częste omdlenia więźniów. Zimy bywały bardzo mroźne, a w nieogrzewanych celach lotnicy mieli tylko jeden cienki koc do okrycia. DeShazer nikł w oczach, a na dodatek zaczął tracić zmysły. Był ofiarą niewyobrażalnych okrucieństw m.in. zmuszano go do przypatrywania się powolnemu procesowi śmierci głodowej porucznika Medera. "Nienawiść do wroga doprowadziła mnie prawie do szaleństwa" - powiedział. "Moje odczucia zmieniły się diametrałnie gdy usłyszałem, że wiara w Chrystusa może zamienić nienawiść między łudźmi w prawdziwą, braterską miłość. Prosiłem i błagałem strażników o Biblię, a gdy Cesarz Japonii powiedział im, aby nas lepiej traktowano, dostałem ją".
Więzienny reżim zelżał nieco w połowie 1944 roku, kiedy sytuacja militarna Japonii zaczęła "kuleć". Wówczas Amerykanom wydano ich mundury, które założyli na więzienne drelichy oraz dostarczono im również trzy książki w języku angielskim w tym wspomnianą Biblię. W czerwcu 1945 r. wychudzonych lotników przewieziono do więzienia w Pekinie. Cała piątka została wyzwolona po 40 miesiącach okrutnej niewoli 21 sierpnia 1945 r. - po kapitulacji Japonii - przez oddział spadochroniarzy z 442. Pułku. Jak wspomina jeden ze świadków wydarzenia: "Byli wycieńczeni. Japończycy nawet nie uważali ich za jeńców wojennych, tylko za zbrodniarzy wojennych. Gdy wszedłem do celi gdzie przebywał wychudzony Nielsen, on patrzył tylko na mnie ze łzami w oczach nie mogąc wydusić ani jednego słowa". Nielsen postanowił sobie, że gdy będzie miał okazję kiedykolwiek z kimś pogadać, to będzie mówił i mówił bez końca. Gdy taka okazja się pojawiła z nadejściem ratunku, nie mógł wydusić ani jednego słowa. Barr ze względu na zagrażający życiu stan zdrowia został natychmiast odesłany samolotem do kraju. Nielsen, DeShazer i Hite na krótko zatrzymali się w Chungking. Pełny obraz zemsty Japończyków i barbarzyńskiego traktowania więźniów ujawnił przebieg późniejszego procesu zbrodniarzy wojennych.

Podsumowanie

Podsumowując, nalot na Tokio nastąpił w czasie ćwiczebnego alarmu lotniczego dzięki czemu bombowce mogły atakować bez przeszkód, ponieważ myśliwce krążące nad Tokio albo ich nie dostrzegły albo piloci sądzili, że są to własne samoloty wracające do baz. Po nalocie około godziny trzeciej po południu radio tokijskie nadało komunikat: "[...] o godzinie 12:30 kilka nieprzyjacielskich samolotów zaatakowało obszar Tokio - Yokohama. Zostały one zaatakowane przez nasze jednostki łotnicze i zmuszone do odwrotu. Zestrzełono dziewięć nieprzyjacielskich samolotów. Wyrządzone szkody są znikome. Pałac Cesarski jest nienaruszony...". Na pierwszych stronach gazet ukazały się artykuły zatytułowane "Nieprzyjaciełskie diabły zbombardowały szkołę...". Rozpętana japońska kampania propagandowa bagatelizowała poniesione szkody, podsycając uczucie nienawiści do Amerykanów. Nadal jednak tokijczykom brakowało wizualnego dowodu potęgi cesarskich sił zbrojnych. Ponaglające depesze z Tokio do dowódców armii okupującej wschodnie obszary Chin przyniosły niebawem oczekiwany efekt. W sobotę 25 kwietnia wjednym z podmiejskich parków zademonstrowano pogruchotane skrzydło i podwozie od B-25 (prawdopodobnie był to bombowiec porucznika Williama Farrowa). Obok na drzewie wisiał poszarpany spadochron. Autentyzm rekwizytów na tej szczególnej wystawie, obejrzanej przez kilka milionów tokijczyków nie budził wątpliwości.
Zniszczenia materialne zuchwałej wyprawy były niewielkie, zwłaszcza jeśli odjąć od nich stratę szesnastu bombowców. Najpoważniejszą korzyścią dla strony amerykańskiej było wycofanie z baz na Pacyfiku przeszło stu frontowych myśliwców japońskich w okolice Tokio dla obrony tego miasta. Moralne straty poniesione przez Cesarstwo były nieporównanie większe. Dla władz japońskich nalot był również pożytecznym doświadczeniem, a zarazem zgoła nie oczekiwanym środkiem do zaalarmowania społeczeństwa i wyrwania go z bierności! Służby alarmowe zostały zaskoczone, syreny zaczęły działać po przelocie pierwszych bombowców, lotnictwo myśliwskie ośmieszyło się swoją spóźnioną reakcją, walki z pożarami prowadzono nieudolnie, wreszcie sama ludność z rozbrajającą naiwnością obserwowała nalot niby cyrkowe ćwiczenia nie myśląc nawet o schronieniu się gdziekolwiek. Była to pouczająca lekcja, zmusili do wielu zmian w organizacji obrony przeciwlotniczej. Wzmocniono uzbrojenie na dachach budynków stolicy, w dzielnicach handlowych i w ministerstwach zaczęło sia pojawiać coraz więcej ciężkich karabinów maszynowych i patroli służb przeciwlotniczych. W parkach powstały wykopy pod baterie przeciwlotnicze. Budowano nowe lotniska, oraz systematycznie robiono alarmy ostrzegawcze i ćwiczebne.
Dopuszczenie wrogich samolotów nad stolicę i wypuszczenie ich bezkarnie było utratą "twarzy", której ani naczelne dowództwo, ani Hirohito darować nie mogli. Ich reakcja okazała się straszliwa w skutkach: generał Okamura Yasuji - dowódca sil japońskich w Chinach - dostał rozkaz dokonania "ekspedycji karnej" i zajęcia prowincji Chekiang - gdzie znaleźli schronienie amerykańscy lotnicy - w celu zniszczenia baz powietrznych, z których nieprzyjaciel może dokonać nalotów na wyspy japońskie. Liczono się również z tym, że na błyskawicznie uchwyconym terenie mogą jeszcze przebywać lotnicy amerykańscy. W rzeczywistości stutysięczna armia japońska, która w wyniku cesarskiego rozkazu zajęła Chekiang i pozostając tam przez trzy miesiące, dokonała totalnej pacyfikacji prowincji, paląc systematycznie wieś po wsi i mordując około 250 tysięcy Chińczyków, w większości ludności cywilnej. W miasteczku Shiashi położonym o 59 kilometrów od Ningpo za udzielenie pomocy jednej z załóg żołnierze japońscy na rozkaz rozstrzelali spędzoną na miejsce egzekucji ludność. Wiele osób poniosło śmierć, ginąc żywcem w płomieniach. Masowe represje były nie tylko aktem zemsty, lecz miały również odstraszyć ludność chińską od udzielania w przyszłości pomocy stronie przeciwnej. Zdewastowano wszystkie zajęte lotniska. Powierzchnię lotnisk zaorano. W zajętym Chuchow Japończycy zapędzili do tej katorżniczej pracy dziesiątki tysięcy okolicznych mieszkańców. 28 kwietnia Czang-Kaj-szek przesłał rządowi USA depeszę: "Wojska japońskie zaatakowały przybrzeżne obszary Chin, gdzie wylądowało wielu powracających z bombardowania Tokio lotników. Japońskie oddziały, stosując terror na wielką skalę, mordują ludność, mężczyzn, kobiety i dzieci nieświadome ataku na Tokio..."
Jeśli natomiast chodzi o pokrzepienie ducha społeczeństwa amerykańskiego, bombardowanie Tokio przyniosło pełen sukces. Po łańcuchu klęsk, po najświeższym jeszcze w pamięci upadku Bataanu - amerykańskie bomby eksplodujące w samym sercu Cesarstwa rozległy się tak głośnym echem w całych Stanach i wśród wszystkich walczących na Pacyfiku jednostek, jakby ów nalot miał zdecydować o losie wojny. Zrozumiała była potrzeba społeczeństwa skompensowania wszystkich goryczy i upokorzeń, doznanych przez miesiące wojennych zmagań. Pułkownik Doolitlle i jego chłopcy stali się bohaterami narodowymi, prasa święciła ów tryumf przez wiele dni, opinia publiczna domagała się wciąż nowych szczegółów, których zresztą przeważnie - z uwagi na tajemnicę wojskową - nie ujawniono. Prezydent Roosevelt podczas konferencji prasowej na ten temat, naciskany przez dziennikarzy domagających się wyjaśnienia skąd bombowce wzięły się nad Tokio, odpowiedział: "Bombowce startowały z Shangri-La" nawiązując do fantastycznej, nie istniejącej tybetańskiej krainy. Prawdziwe znaczenie tej krainy ujawniono dopiero po wojnie.
Osiemdziesięciu dzielnych lotników wystartowało z pokładu "Horneta" w zimny, wiosenny dzień. Wykonali zadanie tak, jak potrafili najlepiej. I choć niebezpieczna misja była kroplą wody w porównaniu z wielkimi bitwami i operacjami II wojny światowej, również i ten epizod należy położyć na szali ostatecznego zwycięstwa sprzymierzonych.

Literatura.
Marek Katarzyński - "Nalot na Tokio", magazyn "Militaria", nr 2/2012
W. Pajdosz, K. Zalewski - "Amerykańskie lotnictwo pokładowe 1941-1942", wydawnictwo Lampart.
Robert Guillain - "Od Pearl Harhor do Hirosimy -Japonia w latach wojny", wydawnictwo "Książka i Wiedza", Warszawa 1988.
Andrzej Mozolowski - "Jak to się stało?", Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1978.
Carroll V. Glines - "The Doolittle Raid", Schiffer Publishing 2001.
Craig Nelson - "The First Heroes: The Extruordinary Story of the Doolittle Raid -America's First World War II Victory", Penguin (Non-Classics), September 30, 2003.
Adam Zarzycki - "Tokio godzina 12:30", Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1988.

Linki zewnętrzne.
www.doolittleraider.com - Strona poświęcona misji Doolittle nad Tokio.

Strona: 1, 2, 3, 4, 5