Nalot na Tokio

Załoga czwartego samolotu - B-25B n/s 40-2282 - załoga z 95. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Everett W. Holstrom, nr ewidencyjny 0-397395,
- Drugi pilot Lt. Lucian N. Youngblood, nr ewidencyjny 0-421153,
- Nawigator/strzelec Lt. Harry C. McCool, nr ewidencyjny 0-419329,
- Bombardier Sgt. Bobert J. Stephens nr ewidencyjny 6936650,
- Mechanik/strzelec Cpl. Bert M. Jordan, nr ewidencyjny 6952993.

Załoga czwartego samolotu nr 40-2282. Fotografia 14. Załoga czwartego samolotu nr 40-2282. Od lewej: Harry C. McCool, Bert M. Jordan, Everett W. Holstrom, Bobert J. Stephens i Lucian N. Youngblood.

      Niedługo po starcie strzelec pokładowy dał znać, że wieżyczka się zacięła i nie będzie funkcjonowała. Od tego momentu jedynym defensywnym uzbrojeniem bombowca był nosowy karabin. Holstrom udał się w kierunku Tokio, ale napotkał poważny opór ze strony wrogich myśliwców. Starał się obejść myśliwce i przeleciał poza Tokio. Zdecydował, że będą bombardować drugi cel, ale po raz kolejny zaatakowały ich cztery myśliwce, a nie mając czym się bronić musiał umknąć nad zatokę lecąc nisko nad wodą na pełnym gazie. Ostatecznie Holstrom nie widząc szansy dotarcia do celu i mając na ogonie myśliwce, kazał zrzucić cały ładunek bomb do Zatoki Tokijskej, po czym szybko umknął na południe w kierunku Chin. Cała załoga pomyślnie wyskoczyła w pobliżu południowo-wschodniej części Shangjac gdy poziom paliwa w samolocie spadł do zera.
Załoga z wyjątkiem porucznika McCoola, pozostała w Indochinach prowadząc misje bojowe do końca 1943 roku. Holstrom został dowódcą 11. dywizjonu bombowego. Porucznik McCool przeszedł do lotów bojowych w Europie, gdzie jako nawigator latał na B-26 i B-17 od sierpnia 1942 do kwietnia 1945 roku.

Załoga piątego samolotu - B-25B n/s 40-2283 - załoga z 95. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Capt. David M. Jones, nr ewidencyjny 0-22482,
- Drugi pilot Lt. Bodney B. Wilder, nr ewidencyjny 0-421149,
- Nawigator Lt. Eugene E. McGurl, nr ewidencyjny 0-431648,
- Bombardier Lt. Denver N. Truelove, nr ewidencyjny 0-427637,
- Mechanik/strzelec Sgt. Joseph W. Manske, nr ewidencyjny 6914440.

Załoga piątego samolotu nr 40-2283. Fotografia 15. Załoga piątego samolotu nr 40-2283. Od lewej: Eugene E. McGurl, David M. Jones, Bodney B. Wilder, Denver N. Truelove i Joseph W. Manske.

      Jones wystartował bezpiecznie mimo wycieku paliwa w komorze bombowej i udał się nad Tokio gdzie z 1200 stóp zbombardował elektrownię, zbiornik paliwa, duży zakład produkcyjny i zatłoczony obszar na południowy-wschód od Pałacu Cesarskiego. Jedna bomba uzyskała bezpośrednie trafienie w nowy, dwupiętrowy budynek przy fabryce. Następnie udał się do Chin lecąc głównie na przyrządach, a gdy oszacował, że jest w pobliżu Chuchow wyskoczył wraz ze swą załogą lądując w południowo-wschodniej części miasta. Wszyscy członkowie załogi wylądowali bezpiecznie i byli pierwszymi, którzy osiągnęli Chuchow.
Mimo że wszyscy przeżyli rajd na Tokio to dwóch członków załogi nie doczekało końca wojny - zostali zabici w akcji. McGurl zginął 3 czerwca 1942 r., kiedy jego bombowiec rozbił się w górach w czasie powrotu do bazy w Kunmingu tuż po bombardowaniu Lashio w Birmie. Truelove po nalocie na Tokio służył w Afryce Północnej, gdzie zginął w akcji 5 kwietnia 1943 nad Włochami. Także Jones, Wilder i Manske służyli w Afryce Północnej. Kapitan Jones 4 grudnia 1942 roku został zestrzelony nad Bizerte i schwytany. Osadzony w niemieckim obozie jenieckim, spędził dwa i pół roku w Stalagu "Luft III".

Załoga szóstego samolotu - B-25 B n/s 40-2298 - "The Green Hornet" - załoga z 95. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Dean E. Hallmark, nr ewidencyjny 0-421081,
- Drugi pilot Lt. Robert J. Meder, nr ewidencyjny 0-421280,
- Nawigator Lt. Chase J. Nielsen, nr ewidencyjny 0-419938,
- Bombardier Sgt. Wm. J. Dieter, nr ewidencyjny 6565763,
- Mechanik/strzelec Cpl. Donald E. Fitzmaurice, nr ewidencyjny 17360.

Załoga szóstego samolotu nr 40-2298. Fotografia 16. Załoga szóstego samolotu nr 40-2298. Od lewej: Robert J. Meder, Dean E. Hallmark, Dean E. Hallmark, Wm. J. Dieter, Chase J. Nielsen i Donald E. Fitzmaurice.

      Porucznik Hallmark udał się nad południowo-wschodnią część Tokio. Rozumiano, iż Japończycy po przelocie pięciu poprzednich B-25 będą starali się za wszelką cenę nie dopuścić następnych samolotów nad przedmieścia Tokio. Załoga nad celem zauważyła silny ale bezładny ogień plot i zrzuciła bomby na wielką walcownię (o czym dowiedziano się dopiero po wojnie z relacji jedynego ocalałego członka załogi - Chase'a Nielsena). Lecąc ku wybrzeżom Chin w trudnych warunkach atmosferycznych B-25 Hallmarka zmuszony został do wodowania na Morzu Wschodniochińskim na wysokości Nanchang w pobliżu jeziora Poyang. Po gwałtownym zetknięciu się ze wzburzonymi falami, bombowiec zaczął szybko tonąć. Wstrząs przy wodowaniu ciężko zranił Dietera i Fitzmaurice'a. Lżejsze obrażenia doznali pozostali członkowie załogi. Na domiar złego uszkodzona była gumowa tratwa ratunkowa. Dieter i Fitzmaurice nie zdążyli założyć kamizelek ratunkowych przed zatonięciem samolotu. Wszyscy próbowali dopłynąć do niezbyt odległego brzegu. Na ląd dotarło tylko trzech - Hallmark, Meder i Nielsen. Ciała bombardiera i strzelca znaleziono i pochowano następnego dnia.
Lekko kontuzjowani trzej członkowie załogi nawołując się bez skutku w ciemnościach nocy przeczekali do świtu w swoich skalnych kryjówkach. Rano cała trójka spotkała się w pobliskiej wiosce rybackiej. Mieszkańcy udzielili im pierwszej pomocy. Jeden z rybaków - znający nieco język angielski - przekazał lotnikom złą wiadomość, iż znajdują się na terenie okupowanym przez wojska japońskie. Nie mogli długo zostać w wiosce, gdzie zaglądał od czasu do czasu patrol japoński. W nocy przetransportowano lotników łodzią do bazy partyzantów. Stamtąd mieli być przewiezieni dżonką na teren nieokupowany, skąd mogli dotrzeć do Chuchow. W kryjówce partyzantów, która znajdowała się w pobliskich górach omówiono dalszy plan działania. Jednak następnego dnia obóz został otoczony przez żołnierzy japońskich. Trzech lotników szukało bezskutecznie jakiejś kryjówki z przerażeniem obserwując jak pierścień kilkuset żołnierzy nieprzyjaciela zaciska się przeszukując każdy krzak i dokładnie sprawdzając każde skaliste wzniesienie i szczeliny. Stłoczeni razem z partyzantami na małej polance zostali otoczeni przez Japończyków, a zaraz potem pozbawieni pistoletów i wszystkich rzeczy jakie mieli w kieszeniach kurtek i spodni. Poszturchiwani bagnetami i ponaglani kopniakami trzej schwytani lotnicy w asyście oficera i silnej eskorty odprowadzeni zostali do pobliskiego miasteczka. Stąd przewieziono ich skutych kajdankami do Szanghaju i osadzono w więzieniu w pobliżu lotniska. Spotkali się z uwięzioną wcześniej załogą porucznika Farrowa. Z 5-osobowej załogi tylko porucznik Nielsen przeżył wojnę.

Załoga siódmego samolotu - B-25 B n/s 40-2261 - "The Ruptured Duck" - załoga z 95. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Ted W. Lawson nr ewidencyjny 0-399549,
- Drugi pilot Lt. Dean Davenport nr ewidencyjny 0-427310,
- Nawigator Lt. Chas. L. McClure nr ewidencyjny 0-431647,
- Bombardier Lt. Robt. S. Clever nr ewidencyjny 0-432336,
- Mechanik/strzelec Sgt. David J. Thatcher nr ewidencyjny 19019573.

Załoga siódmego samolotu nr 40-2261. Fotografia 17. Załoga siódmego samolotu nr 40-2261. Od lewej: Chas. L. McClure, Ted W. Lawson, Dean Davenport, Robt. S. Clever i David J. Thatcher.

      Zbombardowali wielkie zakłady stalowe w Tokio trzema bombami burzącymi i jedną bombą zapalającą. Ruch statków i okrętów w zatoce był duży. Ogień przeciwlotniczy był silny. Na lewo od nich wisiało nad wybrzeżem kilka barier balonowych. Lawson pozbywając się swego ładunku bomb (oraz wspomnianych wcześniej japońskich medali) i widząc gęsto wybuchające obłoki baterii plot wokół bombowca, pognał z prędkością ponad 560 km/h tuż nad dachami budynków kierując się nad otwarte morze. Zbliżając się do wybrzeży Chin trafili w obszar złej pogody. Zmagali się z czołowym wiatrem i deszczem. Szybko kończył się zapas paliwa. Lawson kilkakrotnie przeleciał nad skalistym brzegiem próbując znaleźć płaskie miejsce do lądowania. Nie wzywali lotniska, ponieważ przy tak niskim poziomie paliwa i tak by do niego nie dolecieli. Lawson podjął decyzję, że będzie wodował blisko brzegu. Zetknięcie bombowca z wodą było gwałtowne. Zszokowana i poturbowana załoga niemal cudem dotarła do odległego o kilkanaście metrów brzegu na wschód od Sheng-zhou. Cała załoga oprócz Thatchera, który w chwili wodowania bombowca znajdował się w tylnej wieżyczce odniosła bolesne rany i obrażenia. Clever krwawił i był silnie poobijany. Davenport i McClure odnieśli liczne rany cięte, które jednak były niegroźne. W najgorszym stanie był Lawson, który miał rany głowy, nóg i rąk. Odłamki szyby pocięły mu lewą nogę, odsłaniając kość. Miał również wybite przednie zęby. Wszyscy z trudem się poruszali, Lawson robił to przy pomocy innych. Jak się okazało Lawson w ostatniej chwili zauważył wystarczająco duży płaski teren do lądowania i nie schował podwozia. Strugi deszczu i ciemność spowodowały, że źle ocenił odległość i bombowiec runął przy podchodzeniu do wody przy szybkości 200 km/h. Rybacy z okolicznej wioski widzieli cały dramat i przybyli z pomocą. Położyli rannych członków załogi na kocach i zanieśli ich do wioski. Tam wstępnie ich opatrzono. Lawson z upływu krwi i gorączki był na wpół przytomny. O świcie Thatcher udał się do wraku samolotu by zabrać rzeczy osobiste i pakiet pierwszej pomocy. Jednak u wejścia do zatoki pojawiła się japońska łódź patrolowa i zamiar ten się nie powiódł. Obawiając się stacjonującego o 3 km dalej japońskiego garnizonu, rybacy całą piątkę przewieźli nocą do obozu partyzanckiego omijając wszystkie japońskie placówki. Stąd drogą morską przerzucono ich do miasteczka Hai Yu w pobliżu Shengzhou. Dwóch lekarzy chińskich opatrzyło rannych, ale dysponowali tylko skromnymi środkami medycznymi. Przetransportowali ich niesionych w lektykach przez górzysty teren do odległego o 50 km Linhai, gdzie znajdował się szpital. Tutaj spotkali się z załogą por. Smitha, która również wodowała blisko wybrzeża w regionie Shengzhou. W miejscowym szpitalu Lawson został poddany transfuzji krwi, którą chińscy lekarze pobrali od Williamsa z załogi Smitha. Nad całością czuwał lekarz armii USA por. Thomas R. White z Medical Corps, który dostał się do załogi Smitha jako strzelec. Chiński doktor Chen Shenyan wspólnie z por. White'em wykonali pomyślnie amputację zgangrenowanej nogi Lawsona. Dwie brytyjskie zakonnice zostały zatrudnione jako tłumaczki i aby gotować "zachodnią" żywność dla rannego lotnika. Dr Chen Shenyan eskortował następnie czterech rannych członków załogi do Guilin w prowincji Guangxi. Stamtąd udali się do Hengyang i dalej samolotem DC-3 odlecieli do Chungking. Mimo inwalidztwa Lawson nie porzucił służby w lotnictwie i po rekonwalescencji pełnił funkcję oficera łącznikowego w Amerykańskiej Misji Lotniczej w Chile. Lawson po powrocie do domu napisał książkę o rajdzie Doolittle'a noszącą tytuł - "Trzydzieści sekund nad Tokio". McClure z powodu zwichnięcia ramienia podczas wodowania, musiał pozostać w szpitalu aż do czerwca 1943 roku. Clever powrócił do kraju gdzie stacjonował w Baer Field. Zginął 20 listopada 1942 r. w katastrofie lotniczej koło Yersailles w stanie Ohio. Thather po nalocie służył w Angliil i Afryce do stycznia 1944 roku, a drugi pilot Davenport latał w Indiach do października 1942 roku. Przebywając w kraju był doradcą technicznym do filmu "Trzydzieści sekund nad Tokio". Od 1944 roku latał na P-40, P-38 i P-51 na Alasce.

Załoga ósmego samolotu - B-25 B n/s 40-22421 - załoga z 95. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Capt. Edward J. York, nr ewidencyjny 0-21151,
- Drugi pilot Lt. Robert G. Emmens, nr ewidencyjny 0-24104,
- Nawigator/bombardier Lt. Nolan A. Herndon, nr ewidencyjny 0-419328,
- Mechanik/strzelec S/Sgt. T. H. Laban, nr ewidencyjny 6559855,
- Strzelec Sgt. David W. Pohl, nr ewidencyjny 6152141.

Załoga ósmego samolotu nr 40-22421. Fotografia 18. Załoga ósmego samolotu nr 40-22421. Od lewej: Nolan A. Herndon, Edward J. York, Robert G. Emmens, T. H. Laban i David W. Pohl.

      30-letni kapitan York urodził się w Nowym Jorku w polskiej rodzinie, a trudne do wymówienia nazwisko zmienił po Akademii Wojskowej w West Point. Przyjacielel i koledzy nazywali go "Ski" od ostatnichl liter polskiego nazwiska. Jego B-25 wystartował o 8:50 i wziął kurs na Tokio. Przed załadunkiem bombowca na pokład lotniskowca, samolot miał problemy z silnikami. Już podczas lotu do celu York zauważyli nadmierne zużycie paliwa. Po szybkich obliczeniach stwierdzili, że nie wystarczy im paliwa do Chin. Rozważano nawet powrót na lotniskowiec. Po namyśle kontynuowali lot dalej, a gdy Herndon wrócił uprzednio sprawdzając ostatni zapasowy zbiornik paliwa powiedział:
- Ski... nie skłamię twierdząc, że zbiornik jest prawie pusty. Spalamy o wiele za dużo paliwa. Nie było tego jak przelatywaliśmy z Eglin do Sacramento. Czy nie warto by się zastanowić, jak zakończymy tak mile rozpoczęty dzień?
- Wy z Teksasu bywacie czasem przezorni. A ty jak cię znam, na pewno. Jak siedziałeś w tej swojej norze to nie wymalowałeś przypadkiem trasy do Władywostoku?
- Ty masz szczęście Ski, że latasz z najlepszym nawigatorem w całym amerykańskim łotnictwie. Jasne że przygotowałem coś takiego. Obliczyłem wszystkie chyba możliwości. Przynieść ci to teraz?
- Nie... mamy przecież przedtem jeszcze coś do załatwienia z Japończykami.

Zbliżając się do celu załoga zauważyła dziewięć samolotów, które leciały powyżej z prawej strony w przeciwnym kierunku. Na domiar złego górna wieżyczka się zacięła. Niewykryci, lecąc nisko w oddali widzieli swój cel - wielki i ciasno stłoczony kompleks fabryczny z czterema dymiącymi kominami. Cztery bomby uzyskały bezpośrednie trafienia. Było jasne, że zapas paliwa nie wystarczy by dolecieć do wybrzeża Chin. Mieli tylko jedno wyjście - kurs na Władywostok odległy o niecałe tysiąc kilometrów. York zszedł tuż nad wierzchołki drzew popychając przepustnicę do oporu i czujnie wypatrując wrogich myśliwców. Po godzinnym locie znaleźli się nad Morzem Japońskim. Na wszelki wypadek skorygowali kurs bardziej na prawo, byle dalej od granicy koreańskiej. Herndon zapytał Yorka:
- Ski... znasz język rosyjski?
- Nie... znam tylko trochę polski. Na razie nie wiedzą, że lecimy do nich z niezapowiedzianą wizytą. Największym naszym zmartwieniem jest znaleźć to lotnisko.

Przed piątą samolot dotarł do lądu i zmienił kurs o 90 stopni w prawo. Załoga po budynkach, które miały płaskie dachy pokryte blachą bądź papą, stwierdziła iż są nad terytorium Związku Radzieckiego. Pewności jednak nie mieli. Bombowiec skręcił w głąb lądu mając jeszcze zapas paliwa na około pół godziny lotu. York rozglądał się nad miejscem do lądowania. W dole ujrzał trawiaste pole z kilkoma budynkami na jego skraju. Zatoczył łuk i jeszcze raz powrócił nad równinę. York polecił kolegom wypatrywać czy ma twardą powierzchnię. Przed budynkami stały już grupki ciemno ubranych ludzi. Niemal równocześnie załoga zauważyła zamaskowany siatką samolot obok budynków. Zanim się zorientowali gdzieś z góry przeleciał myśliwiec kilkanaście metrów od nich. Nie zdążyli zaobserwować znaków rozpoznawczych. Zaraz jednak myśliwiec podleciał do nich, wyrównał i kilkakrotnie zakołysał skrzydłami, co w języku lotniczym znaczyło: "Lądować!". Myśliwiec poszedł świecą w górę, zawinął pętlę i znów zanurkował za ogonem bombowca. Przestraszona załoga wylądowała na lotnisku polowym 40 kilometrów na północ od Władywostoku. Cała załoga została internowana przez rząd rosyjski, a następnie wysłana do miasta Penza - 350 mil na południowy wschód od Moskwy. Samolot został skonfiskowany. Był to jedyny B-25B, który przetrwał nalot na Tokio. Cała załoga wróciła do domu w maju 1943 roku, po ucieczce do Iranu. Można się domyślać, że "ucieczka" odbyła się przy życzliwej aprobacie władz radzieckich. Później na pytanie fotoreportera: Jak przyjęli was Rosjanie?, York odpowiedział: Bracie... nigdy jeszcze nie wstawałem od stołu tak spity, jak po powitalnej kolacji we Władywostoku!
Wkrótce po powrocie do kraju York został przeniesiony do jednostki stacjonującej we Włoszech latającej na B-17. Po wojnie wysłano go do Warszawy jako Air Attache, gdzie pozostał do 1947 roku. Laban służył po powTocie w Anglii, na Filipinach i na Guam (Pacyfik). Pozostali objęli wiele różnych stanowisk w kraju.

Załoga dziewiątego samolotu B-25 B n/s 40-2303 - "Whirling Demsh" - załoga z 34. dywizjonu 17. grupy

- Pilot Lt. Harold Watson, nr ewidencyjny 0-397797,
- Drugi pilot Lt. James M. Parker Jr., nr ewidencyjny 0-421128,
- Nawigator Lt. Thos. C. Griffin, nr ewidencyjny 0-377848,
- Bombardier Sgt. Wayne M. Bissell, nr ewidencyjny 6579237,
- Mechanik/strzelec T/Sgt. Eldred V. Scott, nr ewidencyjny 6530453.

Załoga dziewiątego samolotu nr 40-2303. Fotografia 19. Załoga dziewiątego samolotu nr 40-2303. Od lewej: Thos. C. Griffin, Harold Watson, James M. Parker Jr., Wayne M. Bissell i Wayne M. Bissell.

      Porucznik Watson i jego ekipa przeprowadzili bardzo skuteczny atak bombowy na firmę "Gas & Electric Tokyo" na wybrzeżu Zatoki Tokijskiej w pobliżu stacji kolejowej na południe od Pałacu Cesarskiego. Załoga sądziła, że atakowali fabrykę ciężarówek Kawasaki. Ogień przeciwlotniczy nad Tokio był intensywny. Watson zszedł nisko nad dachy i wykonał skręt w lewo tuż nad Pałacem Cesarskim, skąd skręcił nad Zatokę Tokijską i wziął kurs na Chiny. Całą drogę do Chin przebyli podczas ulewnego deszczu. Watson nakazał załodze wyskoczyć 100 mil na południe od jeziora Poyang. Wszystkim lądowanie się udało, poza por. Watsonem, któremu szarpnięcie pasa od spadochronu podczas jego otwarcia wybiło bark ze stawu i zerwało ścięgna. Przez tydzień odczuwał dyskomfort, aż spotkany po drodze lekarz wprawił mu je z powrotem na miejsce. Miejscowi cywile zatroszczyli się o całą piątkę, gdzie różnym transportem dotarli do Hengyang.
Watson wrócił do domu, gdzie pozostał w szpitalu do lata 1944 roku. Bissel powrócił do kraju aby kontynuować szkolenie na pilota i zdobyć "skrzydełka" oraz stopień oficerski w 1943 r. Następnie służył jako pilot B-25 na południowym Pacyfiku. Sierżant Scott później także zdobył stopień oficerski, następnie służył we Francji i Anglii do lutego 1945 roku. Griffin po nalocie był nawigatorem w Afryce Północnej, gdzie został zestrzelony i pojmany przez Niemców 3 lipca 1943 roku. Pozostał w obozie aż do kwietnia 1945 roku. Parker służył w Afryce jako pilot średnich bombowców. Następnie służył w Europie w armii okupacyjnej.

Załoga 10. samolotu B-25 B n/s 40-2250 - załoga z 89. dywizjonu rozpoznawczego

- Pilot Lt. Richard O. Joyce, nr ewidencyjny 0-401770,
- Drugi pilot Lt. J. Royden Stork, nr ewidencyjny 0-421345,
- Nawigator/bombardier Lt. H. E. Crouch, nr ewidencyjny 0-395839,
- Mechanik/strzelec Sgt. Geo. E. Larkin Jr., nr ewidencyjny 6984298,
- Strzelec S/Sgt. Ed. W. Horton Jr., nr ewidencyjny 6139178.

Załoga dziesiątego samolotu nr 40-2250. Fotografia 20. Załoga dziesiątego samolotu nr 40-2250. Od lewej: H. E. Crouch, Richard O. Joyce, J. Royden Stork, eo. E. Larkin Jr. i Ed. W. Horton Jr.

      Bombowiec Joyce'a był ostatnim samolotem, który bombardował Tokio. Bomby padły na japońskie zakłady "Steel Company" i magazyny na południu Tokio w Shiba Ward na północ od rzeki Tana. Zakresu szkód załoga nie zdążyła zaobserwować z powodu silnego ognia nad celem i ataku dziewięciu myśliwców Ki-27. Był to jedyny bombowiec, który doznał niegroźnych uszkodzeń od ostrzału artylerii przeciwlotniczej i ataków myśliwców - kilka dziur na skrzydle i w kadłubie. Joyce szybko umykał znad celu, gdzie roiło się już od wielu myśliwców wroga. Zgubił je lecąc nisko na pełnej prędkości, dodatkowo klucząc aby omijać baterie przeciwlotnicze. Zbliżając się do wybrzeży Chin załoga natknęła się na niekorzystne warunki atmosferyczne - mgłę i deszcz. Od tej pory Joyce polegał tylko na instrumentach pokładowych, choć jak załoga wcześniej zauważyła, nie działały one prawidłowo. W oddali zauważyli pierwszą wyspę. Robiło się ciemno i mglisto, a na dodatek padał coraz silniejszy deszcz. Chmury wisiały nisko nad lądem. Było coraz gorzej. Przelecieli nad wybrzeżem o godzinie 20:40, około 40 km na południe od wejścia do zatoki Hangzhou. Joyce zwiększył wysokość do 4000 stóp. Gdy zbliżali się nad Chuchow, Joyce zdał sobie sprawę, że zła pogoda uniemożliwi im pomyślne lądowanie. Zredukował więc prędkość i poinformował załogę aby przygotowała się do skoku. Wzniósł się na 9000 stóp i kazał tylnemu strzelcowi, wyskoczyć z bombowca co ten niezwłocznie uczynił. Gdy byli pewni, że przedni właz ewakuacyjny nie uderzy w tylnego strzelca, zwolnili go i wyskoczyli po kolei 30 mil na północ od Chuchow. Gdy Joyce otworzył spadochron, pas na lewym udzie wysunął się z klamry uszkodzonej najprawdopodobniej podczas przeciskania się w kokpicie pomiędzy płytą pancerną a siedzeniem drugiego pilota. Przez to uszkodzenie omal nie pozbył się spadochronu. Zsunął się gwałtownie w dół uprzęży, a pas piersiowy uderzył go w podbródek, wyszarpując także jego pistolet z kabury, który poleciał gdzieś w przestrzeń. Bardzo niebezpiecznie się rozkołysał i zajęło mu sporo czasu by opanować to zjawisko, ale w końcu się udało. Gdy Joyce opadał na spadochronie słyszał, jak samolot poniżej uderzył w zbocze góry, wybuchł i zapalił się. Kilka sekund później wylądował niedaleko płonącego wraku na zboczu góry. Przez bardzo gęstą mgłę i siąpiący deszcz nie było widać kompletnie nic. Joyce owinął się spadochronem próbując utrzymać ciepło i osłonić się przed deszczem. Nie miał żadnych obrażeń. Następnego dnia było jeszcze mglisto, kiedy Joyce próbował dotrzeć do wraku samolotu, który był o jakiś kilometr dalej. Spoglądając za siebie i na stromą skałę na której wylądował, uświadomił sobie jaki niewiele brakowało i był bardzo szczęśliwy że nie został poważnie ranny. Dotarcie doi wraku zajęło mu cztery godziny. Kiedy przybył na miejsce katastrofy, które również było bardzo wysoko w górach spotkał tam wielu Chińczyków, którzy przebierali w szczątkach wraku szukając potrzebnych dla siebie rzeczy. Joyce krzyknął, że jest Amerykaninem. Chińczycy choć mało rozumieli byli przyjaźnie nastawieni. Samolot uderzyli w zbocze góry i rozpadając się na dużymi obszarze w większości się spalił. Nie udało mu się nic uratować. Tego dnia chińscy rolnicy zabrali pilota do pobliskiego miasta, a następnego dnia pod eskortą chińskich żołnierzy, przeprowadzili go przez góry gdzie dotarł do Tunki Anhwei. Stamtąd ciężarówka z żandarmerią zawiozła go do Tanki, a następnie udał się pociągiem do Kimwal i do Chuchow, gdzie spotkał resztę swojej załogi. Całą załogę przewieziono autobusem do Ningdu a stamtąd do Hengyang. Dzień później odlecieli samolotem do Chunking. Cała załoga pozostała w Indochinach i i przeprowadzała skutecznie misje bojowe do 1943 roku. Larkin później zginął w akcji 18 października 1942 w katastrofie lotniczej koło Assam w Indiach.

Strona: 1, 2, 3, 4, 5