Nalot na Tokio

      W styczniu 1942 roku Stany Zjednoczone były w drugim miesiącu wojny przeciwko Japonii. Ameryka traciła kolejne posiadłości na Pacyfiku. Pearl Harbor zostało zbombardowane z katastrofalnym skutkiem, wyspa Wake upadła, Guam i Filipiny zostały zajęte. Japońska ofensywa parła do przodu z coraz większą prędkością. Okrucieństwa wojny opisane w raportach z obszarów zajmowanych przez Japończyków mroziły krew wszystkich, którzy o nich słuchali. Amerykański przemysł podjął się szalonego wysiłku by sprostać potrzebom wojennym, ale miał długą drogę zanim wyniki mogły być widoczne. W tym samym czasie Japończycy cieszyli się z owoców zwycięstwa. Choć dla planistów wojskowych było oczywiste, że Stany Zjednoczone byłyby w stanie stawić czoła i ostatecznie powstrzymać wroga, to jednak morale amerykańskie było niskie i trzeba było coś z tym zrobić, aby je zwiększyć w celu podniesienia ducha oddziałów walczących, jak również poprawy wydajności w zakładach przemysłowych w kraju.
      Liczne propozycje dużych sum pieniężnych i nagród oferowanych przez bogatych cywilów łączyły się w nagrodę dla pierwszej osoby lub osób, które zbombardują Tokio bądź jakiś obszar Japonii. Taki atak przyczyniłby się do podniesienia morale Amerykanów i bez wątpienia złamałby niezwyciężonego ducha japońskiego. Uderzenie wydawało się całkowicie nierealne dla zwykłych Amerykanów, ze względu na barierę oceanu oraz odległości od baz amerykańskich jakie dzieliły je z Japonią. Jednak dla kilku najlepszych oficerów wojskowych pomysł ataku nie był mrzonką.
      Pewnego styczniowego dnia komandor F. S. Low ze sztabu operacyjnego admirała Kinga - głównodowodzącego floty - przyglądał się, jak bombowce lotnictwa lądowego wykonują naloty próbne na pas startowy, na którym wymalowano białą farbą zarysy pokładu wyimaginowanego lotniskowca. Gdy bombowce lądowały po ćwiczeniach na pasie, obraz ten spowodował, że zakiełkowała w nim myśl o starcie średnich dwusilnikowych bombowców z pokładu lotniskowca. Pomysł chwycił.
      Rozważano możliwość wykorzystania do tej akcji typów samolotów - B-25B "Mitchell", B-23 "Dragon" (udoskonalona wersja bombowca B-18) i B-26 "Marauder". Ostatecznie zdecydowano się na "Mitchella", ze względu na jego krótszy rozbieg. 2 lutego 1942 roku przeprowadzono próbny start bombowca typu B-25B z pokładu wybranego do wykonania tego niezwykłego zadania lotniskowca "Hornet". Był to najnowszy okręt typu "Yorktown", zbudowany nieco "poza planem" i oddany do służby tuż przed wybuchem wojny na Pacyfiku.

Bombowce B-25 na pokładzie lotniskowca USS Hornet Fotografia 1. Bombowce B-25 na pokładzie lotniskowca USS "Hornet".

      Od stycznia 1942 r. lotniskowiec znajdował się w składzie Floty Pacyfiku. Śmiały rajd na Japonię miał być jego pierwszą akcją bojową. Wspólny projekt armii i marynarki wojennej został rozpoczęty w ostatecznej formie w styczniu 1942 r. i miał być realizowany w kwietniu - trzy miesiące później. Celem tego projektu było zbombardowanie i uszkodzenie ośrodków przemysłowych w Japonii. Przewidywano, że nie tylko spowoduje to dezorientację i utrudni produkcję, ale niewątpliwie ułatwi operacje przeciwko Japonii w innych obszarach, ze względu na prawdopodobne wycofanie wojsk w celu obrony swego kraju. Tego typu działania były najbardziej pożądane teraz, ze względu na psychologiczny wpływ na amerykańskie społeczeństwo, sojuszników i wrogów. Pierwotnie plan polegał na tym, by samoloty startowały z lotniskowca i później powróciły na jego pokład. Przeprowadzone testy startu i lądowania przez trzy B-25B w Norfolk wskazywały, że start z lotniskowca będzie stosunkowo łatwy, ale lądowanie ponownie bardzo trudne. Zdecydowano więc, że lotniskowiec będzie operował gdzieś na wschód od Tokio, a po ataku lot będzie postępował dalej w kierunku południowo-wschodnim ku Chinom, gdzie lotniska polowe w pobliżu wschodniego wybrzeża Chin takie jak Chuchow, Lishui, Yushan lub Chien (Kian) będą uznane za końcowe, oczywiście z zastrzeżeniem zgody ze strony chińskiego rządu. Chuchow (Quzhou) jest położone około 100 mil w głąb lądu i 220 mil na południowy zachód od Szanghaju. Po zatankowaniu samoloty miały przelecieć do silnej chińskiej bazy lotniczej w Chungking, odległej o około 800 mil, a stamtąd do takich baz jakie w tym czasie będą wskazane, lub dostępne. Brano też pod uwagę lotnisko we Władywostoku na terenie Związku Radzieckiego. Główną zaletą Władywostoku było to, że dzieliło go tylko około 600 mil od Tokio. Do chińskiego wybrzeża zakres ten był krytyczny i wynosił 1200 mil. Negocjacje ze Związkiem Radzieckim utknęły niestety w martwym punkcie i idea lądowania we Władywostoku została więc porzucona (ZSRR nie był w stanie wojny z Japonią, dlatego niechętnie patrzono na tego typu propozycje).
      Wiele zastanawiano się nad najlepszą metodą ataku. Uważano, że start około 3 godzin przed świtem i pojawienie się nad Tokio o poranku, dałoby największe bezpieczeństwo dla załóg, stwarzając im idealne warunki bombardowania i zapewniając element zaskoczenia. Samoloty dotarłyby także przed zmrokiem do miejsca przeznaczenia. Plan ten został zarzucony ze względu na przewidywane trudności w nocnym starcie z lotniskowca jak również dlatego, że Marynarka Wojenna nie chciała zapalać na pokładzie lotniskowca świateł do startu na wodach kontrolowanych przez wroga. Kolejnym planem był start o wczesnych godzinach porannych i przejścia do miejsca lądowania przed zmrokiem. Plan ten miał tę wadę, że bombardowanie odbyłoby się w dzień z prawdopodobieństwem dużej reakcji ze strony Japończyków. Trzecim planem, na który w końcu się zdecydowano, był start tuż przed zmrokiem, bombardowanie w nocy i przejścia do miejsca przeznaczenia przy świetle dziennym we wczesnych godzinach porannych. Plan ten miał minimum niebezpieczeństwa, a dodatkowo w nocy oświetlone cele byłyby dobrze widoczne dla samolotów. W rzeczywistości, nawiązano kontakt z wrogiem wcześnie rano i samoloty wystartowały kilka godzin po świcie.

Bomby w magazynie lotniskowca Hornet przeznaczone dla bombowców B-25. Fotografia 2. Bomby w magazynie lotniskowca "Hornet" przeznaczone dla bombowców B-25.

Ze wstępnych badań warunków meteorologicznych wynikało, że im wcześniej nalot zostanie zorganizowany, tym będzie odbywał się przy lepszych warunkach pogodowych. Od końca kwietnia pogoda byłaby coraz bardziej niekorzystna. Prognoza została uznana w dużej mierze za warunek powodzenia akcji między innymi z powodu uniknięcia porannej mgły nad Tokio i nad innymi celami, oraz niskiego zachmurzenia i silnego zachodniego wiatru ponad Chuchow i Chungking w Chinach.
      Po pomyślnym zakończeniu prób rozpoczęto właściwe przygotowania do operacji. Ze względu na konieczność wprowadzenia licznych modyfikacji 24 samoloty z 17. Grupy Bombowej skierowano do warsztatów na lotnisku Eglin Field na Florydzie.
      Zmiany polegały głównie na maksymalnym odciążeniu konstrucji, m.in kosztem uzbrojenia obronnego. Zwiększono ilość zbiorników paliwa do trzech, co praktycznie podwoiło ich pojemność (z 2445 do 4319 litrów). Ładunek bomb ograniczono do czterech, każda o wagomiarze 227 kg, z których dwie były burzące i dwie zapalające. Ponadto samoloty otrzymały nowe celowniki bombowe, przystosowane do bombardowania z niskiego pułapu, oraz autopiloty. Z dokonanych obliczeń wynikało, że bombowiec B-25 "Mitchell" obciążony ładunkiem około 4,5 ton benzyny oraz toną bomb mógł wystartować z około 140 metrów pokładu, podtrzymywany dodatkowo wiatrem wytwarzanym przez pęd lotniskowca.
      Generał Arnold wybrał przywódcę całej ekspedycji, którym był podpułkownik James H. Doolittle - "żywa legenda" USAAF, autor licznych rekordów lotniczych. 16 załóg jakie zostały załadowane wraz z samolotami na lotniskowiec USS "Hornet" wybrano z 34., 37., i 95. dywizjonu 17. Grupy Bombowej, oraz z 89. dywizjonu rozpoznawczego. Były to doświadczone załogi, które wcześniej odbyły kompletne szkolenie w Eglin na Florydzie. Wszyscy byli ochotnikami, i nie było żadnego problemu, aby starannie dobrać załogi. Ustalono, że co najmniej jeden z członków załogi będzie mówił po chińsku. Wykonanie planu wiązało się przede wszystkim z modyfikacją bombowców. Usunięto zatem dolne wieżyczki. Zainstalowano odmrażacze i płyty stalowe na kadłubie wokół górnej wieżyczki chroniące poszycie. Usunięte zostały radiostacje i celowniki Nordena zastąpione prowizorycznymi urządzeniami celowniczymi nazwanymi "Mark Twain". Zainstalowano trzy dodatkowe zbiorniki paliwa w komorze bombowej i w miejscu usuniętej dolnej wieżyczki, zwiększając ilość paliwa z 2445 do 4319 litrów. Na ogonie zamontowano atrapy karabinów wykonane z dwóch drewnianych drążków, mających na celu odstraszyć napastników. Dwa bombowce miały również zainstalowane kamery, aby nagrywać wyniki bombardowania. Podczas gdy załogi szkolono w Eglin, w Chunkingu w Chinach przebiegały negocjacje - głównie dzięki wysiłkom generała Josepha Stilwella - przedstawiciela armii USA - mające na celu zapewnić, że chińskie lotniska polowe będą przygotowane na przyjęcie B-25. Ekstremalne zachowanie tajemnicy całego projektu, nie pozwoliło na przekazanie pełnych informacji Czang Kaj-szekowi, który niechętnie dał ostateczną zgodę na projekt w dniu 28 marca, nie znając szczegółów. Uzgodniono, że najbardziej odpowiednim lotniskiem dla przyjęcia bombowców, będzie lotnisko w Chuchow (dzisiejszy Quzhou), na którym mogą lądować duże samoloty. Samoloty miały być naprowadzane radiowo na lotnisko kodowanym sygnałem. Miała nim być liczba "75". Chiński przywódca starał się opóźnić lot aż do końca maja. Dałoby mu to czas na zorganizowanie swoich żołnierzy, aby zapobiec ewentualnej okupacji japońskiej w obszarze Chuchow, i do samego końca nie chciał zezwolić na lądowanie na tym lotnisku. Na zmianę pierwotnego planu było już jednak za późno.

Strona: 1, 2, 3, 4, 5