ARTYKUŁY

Strona poświęcona wojnie na dalekim wschodzie, obejmującej zmagania armii i marynarki Cearstwa Japonii oraz Stanów Zjednoczonych.

Ucieczka generała Douglada MacArthura z Corregidoru

Bulkeley spotkał się z generałem na werandzie kantyny. Nigdy jeszcze nie widział MacArthura tak podnieconego. Generał miał zaciśnięte szczęki i czerwoną ze wzburzenia twarz. Bez żadnych wstępów oznajmił Bulkeleyowi, że przydziela mu ściśle tajną misję:
- Popłyniesz na Negros (około 100 mil na północny zachód od Mindanao), odnajdziesz Quezona i przywieziesz go tutaj razem z całą rodziną.
Wyraźnie zły MacArthur dodał:
- Nie obchodzi mnie, jak go tu sprowadzisz - po prostu zrób to. Wysyłamy Quezona do Australii, by utworzył rząd filipiński na uchodźstwie, czy mu się to podoba, czy nie!
Bulkeley, nieświadomy zakulisowych machinacji na wysokim szczeblu, był zaskoczony rozkazem. Czy prezydent Quezon będzie wiarygodnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych? Jeśli jednak generał chciał, aby sprowadził Quezona na plantację Del Monte, dostarczy go tutaj - przy użyciu wszelkich dostępnych środków.
Na zakończenie rozmowy MacArthur posłał po don Andresa Soriano, który podobno był kiedyś adiutantem prezydenta Quezona.
- Posłuży ci jako przewodnik w akcji ratunkowej - oznajmił generał Bulkeleyowi.
Akcja ratunkowa? Dla Bulkeleya wyglądało to raczej na porwanie. Bulkeley, kierując się wewnętrznym przeczuciem, odnosił się do Soriana z niechęcią i nie był pewien jego lojalności. Postanowił bacznie go obserwować podczas misji. Gdyby miał zginąć z powodu zdrady Filipińczyka, zamierzał zadbać o to, aby Soriano też nie uszedł z życiem. Niedługo po zmroku Bulkeley wypłynął w morze na pokładzie kutra PT-41 z chorążym George'em Coksem jako jego dowódcą. W 1940 roku, zanim Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny, Cox zgłosił się ochotniczo do armii francuskiej jako kierowca ambulansu i został odznaczony za męstwo medalem Croix de Guerre. Podczas misji towarzyszył im PT-35, którym dowodził chorąży Anthony B. Akers, kościsty, małomówny Teksańczyk. Przedzierając się przez wzburzone fale pośród czarnej nocy, miniaturowa flotylla wzięła kurs na Negros. Godzinę później wachtowy dostrzegł niewyraźny kontur japońskiego niszczyciela i kutry skryły się za maleńką wysepką, dopóki nieprzyjacielski okręt nie zniknął.
Mały port Zamboquita na Negros był pogrążony w martwej ciszy, kiedy dwa kutry torpedowe Johna Bulkeleya zbliżały się do brzegu z wyłączonymi silnikami. Nikt na pokładzie nie miał map, kiedy więc wpłynęli na bardzo płytkie wody, Bulkeley zdecydował, że lepiej teraz zatrzymać kutry i zejść na brzeg, niż płynąć dalej i ryzykować, że wpadną w zasadzkę i zostaną ostrzelani. Według informacji dostarczonych przez MacArthura (który najwyraźniej miał szpiega w otoczeniu Manuela Quezona), filipiński prezydent ukrywał się w jednym z domów w zaciemnionym porcie Zamboquita.
Ściskając w jednym ręku pistolet maszynowy, Bulkeley zaczął brnąć przez wodę. Szedł z nim Soriano i dwaj uzbrojeni członkowie załogi. Przed opuszczeniem kutra Bulkeley wziął obu marynarzy na stronę i rozkazał im zastrzelić Filipińczyka, gdyby grupa wpadła w zasadzkę. Dotarłszy do przystani, pospieszyli w kierunku domu Quezona i natknęli się na filipińskiego policjanta, który poinformował ich, że kilka godzin wcześniej prezydent wyjechał w niewiadome miejsce. Prezydent Quezon zostawił Amerykanom wiadomość, że nie chce i nie zamierza opuszczać Negros.
- Dokąd pojechał prezydent Quezon? - spytał Bulkeley ostro. - Nie wolno mi tego ujawnić - odparł policjant.
Odbezpieczając pistolet maszynowy i wbijając lufę w żołądek Filipińczyka, Bulkeley ryknął: - Do diabła, że nie wolno! Mów!
Trzęsąc się jak w febrze, posterunkowy wybełkotał, że Quezon pojechał do wioski Bais położonej na wybrzeżu 40 kilometrów dalej. Bulkeley i jego ludzie wrócili do kutrów i popłynęli do Bais. Tam Bulkeley rozkazał, by Tony Akers na swoim PT-35 patrolował wody przybrzeżne, a sam zszedł na brzeg i udał się na poszukiwanie prezydenta Filipin. Bulkeley i jego towarzysze spotkali Filipińczyka, który powiedział im, że Quezon przebywa w domu kilka kilometrów w głębi lądu. Porucznik "pożyczył" więc dwa archaiczne, zdezelowane samochody i wraz z Andresem Soriano ruszył w nocy w drogę. Przy chacie z liści palmowych stojącej na stoku wzgórza Soriano zawołał Quezona. Minęły dwie minuty. Z chaty nie dobiegł żaden dźwięk. Przewodnik znowu zawołał. Kilka chwil później w chacie zapaliło się światło i w drzwiach ukazał się prezydent - drobna, samotna postać w szlafroku.
Bulkeley i Soriano weszli do środka. Quezon, który z powodu gruźlicy zanosił się spazmatycznym kaszlem, był zdenerwowany i nie potrafił ukryć drżenia rąk. Być może niepokój Quezona był spowodowany po części wyglądem Johna Bulkeleya. W słabym świetle lampy naftowej oficer marynarki jako żywo przypominał pirata. Nie nosił munduru, bo stracił swoje rzeczy, kiedy koszary w Manili zostały zbombardowane w pierwszym dniu wojny. Miał zabłocone buty, a zmierzwiona czarna broda i niestrzyżone od dawna, przewiązane chustką włosy nadawały mu groźny wygląd. (Brzytwa Bulkeleya i inne przybory toaletowe również przepadły podczas bombardowania). Jakby chcąc dopełnić wrażenia, Bulkeley ściskał w ręku pistolet maszynowy, przy każdym biodrze miał rewolwer, a za pas wetknął wielki, wojskowy nóż.
John Bulkeley nie tracił czasu na uprzejme pogawędki. Jeśli miał przewieźć bezpiecznie Quezona, jego rodzinę i ogromną świtę przez 100 mil otwartego morza przed brzaskiem, musiał się spieszyć. Była już 2:30.
Gdy tylko Bulkeley poinformował prezydenta, że ma rozkaz zabrać go do MacArthura na Mindanao, Quezon zaparł się i oświadczył, iż nie pojedzie. Nie wspominając nic o tym, że MacArthur podejrzewa Quezona o zamiar przejścia na stronę nieprzyjaciela, Bulkeley przypomniał prezydentowi o licznych wiarołomstwach japońskiego rządu i armii na Dalekim Wschodzie. Sugerował, że jeśli Quezon wpadnie w ręce Japończyków, z pewnością zostanie aresztowany, a może nawet zgładzony.
Jakiś czas później Bulkeley spojrzał na zegarek. Minęło 15 minut. Nie było już ani chwili do stracenia.
- No cóż, panie prezydencie, czy jest pan gotów jechać z nami? - spytał Bulkeley ostrym tonem, patrząc groźnie na rozmówcę.
Quezon zaczął się trząść jeszcze bardziej. Wreszcie, cichym głosem, odparł:
- Jestem gotów.
Członkowie rodziny Quezona, jak również dygnitarze zajmujący sąsiedni dom, zostali wyciągnięci z łóżek i zapędzeni do dwóch samochodów. Wsiedli do nich: Bulkeley, Soriano, Quezon, jego żona, syn i dwie córki, wiceprezydent Sergio Osmena, generał armii i dwaj ministrowie. Z ochrypłym rykiem silników i wśród gęstych chmur spalin stare, rozklekotane auta ruszyły w drogę powrotną.
Na przystani w Bais John Bulkeley dowiedział się, że kuter Tony'ego Akersa wpadł na podwodną przeszkodę, ma uszkodzony kadłub i musiał zostać wyciągnięty na brzeg. Kilka chwil później, jakby za sprawą czarów, na przystani pojawiło się kolejnych siedmiu członków gabinetu Quezona. Oni też zabrali mnóstwo bagażu, w tym siedem worków pocztowych wypchanych amerykańską walutą. Sądząc po nominałach banknotów, Bulkeley oceniał, że było tam od 12 do 15 000 000 dolarów.
Bulkeley spojrzał na zegarek: była 3:05. Na przystani zapanował chaos. Filipińczycy kłócili się zawzięcie o to, kto gdzie usiądzie i które sztuki bagażu należy załadować w pierwszej kolejności.
- Dość tego! - wrzasnął Bulkeley, przekrzykując zgiełk. - Wszyscy na pokład! I zostawcie te przeklęte walizy na przystani!
Nie było miejsca na bagaż. Zabrano tylko worki z pieniędzmi. Niewielki kuter musiał pomieścić własną załogę, prezydenta Quezona wraz z rodziną i otoczeniem, a także chorążego Akersa i jego ludzi z unieruchomionego PT-35.
Niezadowoleni Filipińczycy zaczęli gramolić się na pokład. Wszyscy z wyjątkiem Manuela Quezona, który oświadczył Bulkeley owi:
- Zmieniłem zdanie: nie jadę.
Znów wybuchła wrzawa.
- A właśnie że pan jedzie! - krzyknął Bulkeley. Quezon dał za wygraną i posłusznie wdrapał się na kuter.
PT-41 wypłynął na pełne morze. Pół godziny później zerwał się gwałtowny sztorm, miotając wściekle kutrem i grożąc jego zatopieniem. W ciągu kilku minut prawie wszyscy Filipińczycy pochorowali się i zaczęli wymiotować. Bulkeley miał jednak poważniejsze problemy: bacznie śledził horyzont, wypatrując siedmiu japońskich niszczycieli, które podobno patrolowały morze pomiędzy Negros a przylądkiem Cagayan na Mindanao.
Niebawem pojawiła się nowa groźba. Potężna fala wyrwała zatyczki zabezpieczające z dwóch torped, na skutek czego silnik jednej z nich zaczął pracować, choć torpeda nadal znajdowała się w wyrzutni. To uruchomiło mechanizm zapalnika i teraz każde silniejsze uderzenie fali mogło zdetonować torpedę, rozrywając na strzępy kuter i jego pasażerów.
Porucznik Bulkeley oraz James Light i John Houlihan, obsługujący wyrzutnię torped, zabrali się gorączkowo do pracy, próbując zepchnąć uzbrojoną torpedę do wody. Przy każdym przechyle rozkołysanego kutra wszystkim trzem groziło wypadnięcie za burtę, ale wreszcie udało im się pozbyć tykającej bomby zegarowej.
Wtedy wściekły wiatr ucichł i morze uspokoiło się, jakby matka natura nagradzała trzech ludzi za odwagę i pomysłowość. PT-41 znajdował się w połowie drogi do Mindanao. Kilka minut później prezydent Quezon podszedł do Bulkeleya i oznajmił, że chce wracać na Negros.
- Bardzo proszę - odparł porucznik. - Ale będzie pan musiał przepłynąć wpław spory kawałek!"
O 6.00 kuter torpedowy przycumował do nabrzeża na Mindanao. Generał brygady William F. Sharp, dowódca wojsk amerykańskich na wyspie, wystawił kompanię honorową i orkiestrę, by powitać prezydenta Quezona, gdy ten wchodził na przystań.
Patrząc, jak kompania honorowa armii amerykańskiej prezentuje broń przed rozpromienionym Manuelem Quezonem, John Bulkeley trącił porozumiewawczo łokciem chorążego Akersa. - Zastanawiam się, kiedy porwanie ulega przedawnieniu?
Bulkeley wiedział, że jego "wewnętrzne przeczucie" dotyczące don Andresa Soriano okazało się błędne.
- Lojalność Soriana ustępowała tylko jego szczeremu pragnieniu, by pomóc nam wypełnić skutecznie naszą misję - powiedział Akersowi.
Tego samego dnia generał MacArthur posłał po Bulkeleya i pogratulował mu odnalezienia i dostarczenia prezydenta Filipin.
- Johnny, mam dla ciebie następne zadanie - dodał naczelny dowódca. - Chciałbym, żebyś dobrze przyjrzał się plażom w Cotabato w miejscu, gdzie rzeka wpada do morza. Potem wyślij mi raport do Australii.
Bulkeley domyślał się, że MacArthur wierzy, iż w Australii czeka na niego armia i dlatego przewiduje szybki powrót na Filipiny i lądowanie w rejonie Cotabato.
Minęły 72 godziny od chwili, gdy Douglas MacArthur dotarł na Mindanao, a obiecane B-17 z Australii nadal nie przybyły. Niepokój dręczył wszystkich uciekinierów z Corregidoru z wyjątkiem generała i jego żony. Trzaśniecie drzwiami sprawiało, że ludzie podrywali się na nogi. Japońskie samoloty przelatywały regularnie nad plantacją i pojawiły się domysły, że przeprowadzają rozpoznanie dla nieprzyjacielskich wojsk lądowych maszerujących przez dżunglę od południa.
Mimo nerwowej atmosfery trzeciej nocy kapitan Allison Ind, oficer wywiadu w sztabie MacArthura, postanowił przejść się po okolicznych polach. Chciał odetchnąć świeżym nocnym powietrzem i odpocząć od wypełnionych dymem papierosowym pomieszczeń, w których przebywał od wielu godzin. Nagle zatrzymał się. W jego stronę szły dwie ledwo rozpoznawalne z tej odległości, ciemne sylwetki. Ind wyciągnął z kabury pistolet kalibru 45 milimetrów i wycelował w wyższą postać. Po chwili rozpoznał Douglasa MacArthura, który wybrał się na spacer z Jean. Opuszczając broń, przerażony Ind wyszeptał:
- Generale, omal pana nie zastrzeliłem!
Rozbawiony MacArthur odparł:
- No cóż, Ind, pomyślmy, kto kogo będzie eskortował do budynku!
Tymczasem wielu oficerów zmuszonych do przebywania na plantacji Del Monte było wściekłych na generała porucznika George'a H. Bretta, dowódcę Korpusu Lotniczego Armii Stanów Zjednoczonych w Australii, którego obwiniali o przedłużającą się zwłokę. MacArthur i jego oficerowie nie wiedzieli, że w całej Australii, na kontynencie prawie tak wielkim jak Stany Zjednoczone, jest bardzo niewiele bombowców B-17.
Wreszcie generał Brett zdołał przechwycić trzy sprawne latające fortece B-17 od wiceadmirała Herberta F. Leary'ego, dowódcy amerykańskiej floty wojennej w Australii. Kilka godzin później trzy samoloty wystartowały i wzięły kurs na Mindanao, ale jeden musiał zawrócić do bazy z powodu awarii silnika.
Niedługo przed północą, po 17-godzinnym locie, dwa B-17 podeszły do lądowania w Del Monte. Zaimprowizowany pas pospiesznie oświetlono w bardzo prymitywny sposób - zapalając flary na obu jego końcach.
Niebawem uciekinierzy weszli na pokład dwóch bombowców. Ponieważ jeden samolot uległ awarii, pasażerowie zostali stłoczeni jak sardynki. Jean MacArthur leżała na zimnej metalowej podłodze. Major Sidney Huff adiutant MacArthura, usiadł w fotelu bombardiera. Dwaj oficerowie wcisnęli się razem do komory bombowej. MacArthur zajął miejsce radiooperatora. Gdy pierwsza latająca forteca pilotowana przez porucznika Franka B. Bostroma ruszyła wzdłuż krótkiego pasa, by wzbić się w powietrze przed płonącą na końcu flarą, silnik zaczął się krztusić. Nikt nie czerpał pociechy ze świadomości, że po wylądowaniu w Del Monte mechanicy musieli spędzić godzinę, naprawiając uszkodzoną sprężarkę. Bostrom zerknął na MacArthura i nie dostrzegł żadnej zmiany w wyrazie jego twarzy. Kilka chwil później kaszlący silnik zaskoczył i B-17 oderwał się od pasa. Po nim wystartował drugi samolot. Trzydzieści minut później bombowce wleciały w gwałtowną burzę, która miotała pasażerami i wywołała epidemię choroby powietrznej. Kiedy przelatywały nad Holenderskimi Indiami Wschodnimi, Timorem i północną Nową Gwineą - przyczółkami rozszerzającego się imperium japońskiego - piloci musieli wykonywać ostre zwroty, ponieważ nieprzyjacielscy obserwatorzy bez wątpienia śledzili niebo.
O wschodzie słońca japońskie Mitsubishi A6M Zero, zwane przez aliantów Zeke szybkie, bardzo zwrotne samoloty myśliwskie, wyleciały na poszukiwanie B-17, lecz Bostrom i pilot drugiego bombowca zdołali im umknąć. Wreszcie wszyscy na pokładzie odetchnęli z ulgą, gdyż zobaczyli w oddali wybrzeże północnej Australii, majaczące w porannej mgle. Kilka chwil później Bostrom otrzymał przez radio niepokojącą wiadomość. Miasto Darwin, gdzie bombowce miały wylądować, było atakowane przez japońskie samoloty.
W B-17 kończyło się paliwo. Gdy Bostrom zaczął oswajać się zmyślą, że będzie musiał lądować awaryjnie - co zawsze jest niebezpiecznym manewrem -z najsłynniejszym amerykańskim generałem na pokładzie, wieża kontrolna skierowała bombowce na Batchelor Field, pas startowy 80 kilometrów od Darwin.
Wysiadając z samolotu po wylądowaniu, generał MacArthur spostrzegł amerykańskiego oficera, przywołał go i spytał o postępy przygotowań do odzyskania Filipin. Zdumiony oficer wytrzeszczył oczy i przez chwilę nie mógł wykrztusić słowa. Wreszcie wydukał:
- Sir, z tego co wiem, w całym kraju jest bardzo niewielu żołnierzy.
Teraz MacArthur popatrzył na niego ze zdumieniem. Zwracając się do swego szefa sztabu, generała majora Richarda K. Sutherlanda, oświadczył:
-Z pewnością się myli!
Od Melbourne, znajdującego się na południowo-wschodnim wybrzeżu, dzieliło uciekinierów 2400 kilometrów, a większą część tej drogi musieli pokonać specjalnym pociągiem podstawionym przez nieszczęsnego generała Bretta. "Pociąg specjalny" był reliktem przeszłości. Składał się z małej, dychawicznej lokomotywy, dwóch mocno zniszczonych wagonów z twardymi drewnianymi ławkami i jaskrawo-czerwonego breka. Tym prymitywnym środkiem transportu MacArthur i jego sztab mieli przejechać w skwarze ponad 1600 kilometrów do Adelaide, a tam przesiąść się do szybszego, nowocześniejszego pociągu dostarczonego przez rząd australijski i odbyć nim pozostałą część drogi do Melbourne.
Trzeciego dnia podróży koleją, w małej wiosce na północ od Adelaide, do pociągu wsiadł pułkownik Richard J. Marshall, zastępca szefa sztabu MacArthu-ra. Marshall uciekł z Corregidoru wraz z MacArthurem i z Batchelor Field poleciał od razu do Melbourne, by osobiście zorientować się w sytuacji.
Marshall, nie bawiąc się w żadne niedomówienia, odkrył przed MacArthurem okrutną prawdę: armia, która miała czekać na MacArthura w Australii, nie istnieje. Cztery australijskie dywizje piechoty znajdowały się na drugiej półkuli, walcząc z Niemcami wśród piasków Afryki Północnej. W całej Australii było zaledwie wie 32 alianckich żołnierzy, w większości z personelu pomocniczego, mniej niż 100 sprawnych samolotów i ani jednego czołgu. Nie było też żadnych sił morskich. Nieco wcześniej flota admirała Leary'ego została zniszczona w bitwie na Morzu Jawajskim.
Po raz pierwszy i chyba jedyny w swoim życiu MacArthur wpadł w rozpacz. W obecności zaufanych adiutantów wyrażał się z goryczą o prezydencie Roose-velcie, który - o czym generał był przekonany - okłamał go i "podstępnie" nakłonił do opuszczenia Corregidoru. Osiemnastego marca, 18 000 kilometrów od Australii, w "New York Timesie" ukazał się buńczuczny, elektryzujący czytelników artykuł:

MacARTHUR W AUSTRALII
Krok oceniany jako zapowiedź zwrotu w sytuacji

MacArthur istotnie znajdował się w Australii. Ale "zwrot w sytuacji" był przejawem myślenia życzeniowego ze strony dziennikarzy i zupełnie nie odpowiadał rzeczywistości. Japończycy planowali właśnie dwa potężne uderzenia na Australię, a MacArthur, przy całym swoim geniuszu militarnym, mógł nie być zdolny ocalić bezbronnego kraju przed inwazją i podbojem.

Douglas MacArthur
Douglas George MacArthur (ur. 26 stycznia 1880 w Little Rock w stanie Arkansas, zm. 5 kwietnia 1964 w Waszyngtonie) – amerykański generał, dowódca armii alianckich na południowo-zachodnim teatrze działań na Pacyfiku podczas II wojny światowej. Uhonorowany najwyższym odznaczeniem wojskowym w Stanach Zjednoczonych – Medalem Honoru. Był jednym z pięciu amerykańskich oficerów, którzy osiągnęli stopień generała armii (ang. General of the Army, odpowiednik marszałka). Wyższy stopień – generała armii (l. mn. – "General of the Armies") otrzymali jedynie John Pershing i pośmiertnie George Washington.

Wywodził się ze starej szkockiej rodziny, którą niektórzy wyprowadzali od celtyckich królów. Jej pierwotne nazwisko brzmiało MacArtair. Był trzecim, najmłodszym synem (bracia Arthur i Malcolm) generała i bohatera wojny secesyjnej po stronie Unii Arthura MacArthura juniora i Mary "Pinkney" Hardy MacArthur z Norfolk w Wirginii (wraz z braćmi zagorzałej stronniczki Konfederacji), i wnukiem Arthura MacArthura seniora – szkockiego prawnika i polityka – emigranta do USA. Zarówno ojciec i matka byli silnymi indywidualnościami co nie pozostało bez wpływu na kształtowanie osobowości ich syna. W domu rodzinnym został mu wpojony szacunek dla tradycyjnych wartości i prawa, zaś wychowanie w garnizonach sprawiło, że wcześnie nabył umiejętność jazdy konnej i strzelania.
W 1893 r. wstąpił do West Texas Military Academy (odpowiednik szkoły kadetów, prowadzony przez cywilną instytucję prywatną), którą ukończył ze złotym medalem. W 1898 r. zdał egzaminy do akademii oficerskiej wojsk lądowych (US Academy) w West Point. 11 czerwca 1903 r. ukończył tę uczelnię z pierwszą lokatą (z jednym z najlepszych wyników w historii – 98,14%) i jako podporucznik otrzymał przydział do wojsk inżynieryjnych. Jego pierwszym posterunkiem były Filipiny, gdzie oddziały amerykańskie toczyły walki w dżungli z lokalnymi desperados oraz partyzantką i gdzie gubernatorem wojskowym był wówczas jego ojciec. W latach 1905-1906 w charakterze adiutanta towarzyszył ojcu w podróży po Dalekim Wschodzie, w trakcie której zapoznał się ze stanem sił zbrojnych 11 krajów i obserwował najnowsze metody prowadzenia działań w trakcie wojny rosyjsko-japońskiej (1904–05).
W 1907 r. został adiutantem prezydenta Theodore'a Roosevelta. Mimo braków w umiejętnościach wojskowych, których przyczyną było pełnienie obowiązków adiutanta, w 1911 r. został awansowany do stopnia kapitana. W 1912 r. otrzymał przydział do Akademii Sztabu w Fort Leavenworth, a następnie do Departamentu Wojny w Waszyngtonie. W 1914 r. wziął udział w ekspedycji wojsk USA do Veracruz w Meksyku.

Douglas MacArthur z cesarzem Hirohito Fotografia 1. Douglas MacArthur z cesarzem Hirohito.

W 1915 r. awansował do stopnia majora i został pierwszym w dziejach rzecznikiem prasowym armii, odnosząc na tym stanowisku niekwestionowany sukces. W ramach prac w Departamencie Wojny odpowiadał również za integrację z siłami zbrojnymi jednostek Gwardii Narodowej, podległej w czasie pokoju władzom stanowym. Stworzył z istniejących jednostek czynnych Gwardii 42 dywizje piechoty, dzięki czemu stan liczebny armii USA zwiększył się ze 127 tys. (1917) do 3 mln 185 tys. (listopad 1918). Jego wysiłki zostały docenione i szybko awansował, zostając pułkownikiem i dowódcą 84. Brygady Piechoty 42. Dywizji "Tęczowej" 1. Armii Amerykańskiej w Europie, pod dowództwem gen. Johna Pershinga. Uczestniczył w I wojnie światowej na froncie zachodnim. W wieku 38 lat został najmłodszym generałem (brygadierem) i dowódcą dywizji w amerykańskiej armii. Po zakończeniu wojny został mianowany komendantem West Point, wprowadzając tam po raz pierwszy w historii cywilnych nauczycieli i usiłując nieco rozluźnić wszechobecny dryl.

W 1922 r. został dowódcą amerykańskich oddziałów w Manili na Filipinach. Dzisiaj uważa się, że była to swego rodzaju banicja spowodowana odwetem gen. Pershinga za małżeństwo MacArthura z pełną temperamentu Louise C. Brooks, którą był również zainteresowany Pershing.
W 1930 r. MacArthur powrócił do Stanów, gdzie w latach 1930–1935 był szefem sztabu sił lądowych. W okresie tym, bardzo trudnym dla trapionej wielkim kryzysem armii USA, bezustannie, ale bezskutecznie optował za zwiększaniem z roku na rok obcinanych wydatków na armię (w 1934 r. było to zaledwie 277 mln dolarów). W okresie tym jedyną "bitwą" jaką stoczył było rozpędzenie 28 lipca 1932 koczujących w Waszyngtonie weteranów wojennych domagających się zwiększenia rent.
W 1935 r., na prośbę prezydenta Manuela Quezona, został oddelegowany do dowodzenia siłami zbrojnymi Filipin, gdzie w 1936 r. otrzymał stopień filipińskiego feldmarszałka. Wraz z wybuchem wojny na Pacyfiku dowodził siłami broniącymi Filipin. Pomimo, że dał się zaskoczyć japońskim atakiem, tracąc w ciągu pierwszych dni niemal cale lotnictwo, był w stanie zorganizować trwającą ponad dwa miesiące regularną obronę wysp. Nie zdołał jednak powstrzymać japońskiej ofensywy, musiał opuścić Filipiny i ewakuować się do Australii. Uczynił to na osobisty rozkaz prezydenta USA, wcześniej odmawiając opuszczenia wysp na polecenie szefa sztabu US Army, gen. Marshalla.
11 marca 1942 r., wraz z żoną i synem, wsiadł na pokład szybkiego patrolowca PT-41 i z Corregidoru dotarł na Mindanao, a stamtąd samolotem B-17 do Australii (17 marca). Po przylocie do Australii generał wypowiedział słynne słowa: "Wrócę" (I shall return). Poczucie winy z powodu opuszczenia walczących żołnierzy, z których 10 tys. zostało po kapitulacji Bataanu zamordowanych przez Japończyków, towarzyszyło mu do końca życia. Przez propagandę osi został wtedy nazwany tchórzem, i aby odeprzeć te ataki Kongres przyznał mu upragniony Medal Honoru. Nie bez znaczenia w wydaniu decyzji o jego ewakuacji był fakt, że amerykańskie dowództwo nie chciało dopuścić do sytuacji zagrażającej możliwością wzięcia do japońskiej niewoli tak wysokiego dowódcy amerykańskiego.
W latach 1942–1945 był dowódcą wszystkich sił alianckich na obszarze południowo-zachodniego Pacyfiku. W czasie pełnienia tej funkcji MacArthur uczynił wszystko, aby dotrzymać obietnicy złożonej po opuszczeniu Filipin. Najpierw jako dowódca obrony Australii bronił Nowej Gwinei, łamiąc japońską ofensywę na Port Moresby. Następnie, wraz ze wzrostem przewagi USA w wojnie, przeszedł do ofensywy, przeprowadzając ogółem 46 pomyślnych desantów w ramach taktyki "żabiego skoku" tj. systematycznego wypierania (lub izolowania) Japończyków z wysp południowo-zachodniego Pacyfiku, nieustannie zmierzając w stronę Japonii.
Pomimo sprzeciwu dowódcy floty, adm. Nimitza, który uważał, że Filipiny można spokojnie ominąć w drodze ku Japonii i unikając zbędnych strat uderzyć na nią najkrótszą drogą – przez Tajwan, na konferencji na Hawajach w lipcu 1944 r., udało mu się przeforsować decyzję o ataku na Filipiny, argumentując, iż nieodebranie ich Japończykom w walce, skutkowałoby utratą prestiżu Stanów Zjednoczonych w oczach narodów Dalekiego Wschodu na długie lata.
W dniu 20 października 1944 r. Mc Arthur, wraz z przebywającym na wygnaniu prezydentem Filipin Sergio Osmeną i grupą oficerów, wyszedł na plażę w zatoce Layette. "Narodzie filipiński, wróciłem!" miał powiedzieć patetycznie, realizując tym samym obietnicę sprzed dwóch lat. Dziś wydarzenie to upamiętnia okolicznościowy pomnik stylizowany na tę scenę.

W kwietniu 1945 r. został mianowany dowódcą sił zbrojnych na Pacyfiku (AFPAC – Army Forces in the Pacific, składających się tylko z wojsk amerykańskich obecnych w regionie Pacyfiku) z głównym zadaniem przygotowania i dokonania inwazji na Japonię właściwą. Był już wtedy, od 18 grudnia 1944 r., pięciogwiazdkowym generałem (General of the Army) i podlegały mu wszystkie amerykańskie siły lądowe i powietrzne (20. Armia Lotnicza) w Azji.

Gen. Douglas MacArthur ze swoją słynną fajką i w charakterystycznej pozie z dłońmi opartymi na biodrach. Filipiny 2 sierpnia 1945 Fotografia 2. Gen. Douglas MacArthur ze swoją słynną fajką i w charakterystycznej pozie z dłońmi opartymi na biodrach. Filipiny 2 sierpnia 1945.

Gdy po krwawych walkach o Okinawę zakończonych 1 lipca 1945 r., przygotowywał się do planowanego na listopad 1945 r. lądowania na Kiusiu, dwa amerykańskie nuklearne naloty na Hiroszimę i Nagasaki zakończyły w sierpniu wojnę z Japonią. 2 września tego samego roku, jako naczelny wódz wszystkich państw sprzymierzonych – upoważniony do tego oprócz Trumana przez premiera Winstona Churchilla, Józefa Stalina i Czang Kaj-szeka – przyjął na pokładzie pancernika "Missouri" bezwarunkową kapitulację Japonii, kończącą ostatecznie II wojnę światową.
14 sierpnia 1945 r. MacArthur z polecenia prezydenta Trumana został głównodowodzącym sojuszniczych wojsk okupacyjnych w Japonii (Supreme Commander of the Allied Powers). Otrzymał tym samym niemal absolutną władzę nad 70 milionami mieszkańców okupowanego kraju z cesarzem włącznie. Chociaż rząd japoński wciąż formalnie funkcjonował i ustanowiono w Tokio tzw. Radę Sojuszniczą (USA, ZSRR, Wspólnota Brytyjska, Chiny), to decyzje tych organów nie były dla generała wiążące. Rządził za pomocą dekretów, które podpisywał w imieniu własnym, a nie rządu Stanów Zjednoczonych (sic!). Zagraniczni dyplomaci w Japonii akredytowani byli przy nim, a nie przy cesarzu. Miał prawo rozwiązywać parlament, delegalizować partie polityczne, zwalniać wszystkich urzędników. Nie zamierzał jednak i nie uczynił ze swoich szerokich prerogatyw niczego, co mogłoby przekształcić Japonię w zniewoloną kolonię, a jego samego w satrapę podbitej krainy. Miał wizję przekształcenia Japonii w kraj demokratyczny ze społeczeństwem obywatelskim, funkcjonującym na Dalekim Wschodzie jako pełnoprawny podmiot polityki światowej.
Pod jego zarządem w latach 1945–1951 przeprowadzono szeroki proces demilitaryzacji i demokratyzacji państwa i społeczeństwa japońskiego. Przywrócono zlikwidowane podczas reżimu militarystów podstawowe swobody obywatelskie (w tym również kobietom), zlikwidowano tajną policję polityczną Kempeitai, rozwiązano organizacje nacjonalistyczne, zniesiono cenzurę, wytoczono w Tokio proces czołowym japońskim zbrodniarzom wojennym. Reforma rolna z 1946 r. uczyniła 4,6 mln chłopów japońskich właścicielami ziemi. MacArthur nie dopuścił do wywozu z Japonii jakichkolwiek instalacji przemysłowych w ramach reparacji wojennych. Przeciwnie, w latach 1946-1951 wyjednał dla Japonii 2,5 mld dolarów pożyczek, które pomogły dźwignąć się zrujnowanemu gospodarczo krajowi. 6 listopada 1946 r. nadał Japonii konstytucję, napisaną w jego sztabie. Niemniej istotnym wkładem MacArthura w powojenny kształt Japonii i postawę silnie związanych z tradycją jej mieszkańców, miało potraktowanie przez generała cesarza Hirohito, którego skazania lub co najmniej abdykacji domagały się Chiny, ZSRR i przeważająca cześć obywateli USA. MacArthur uznał, że cesarz nie ponosi odpowiedzialności za wybuch wojny, że był więźniem rządzącej kliki militarystów i że powinien odegrać swoistą rolę "zakładnika demokracji".

W styczniu 1950 r. MacArthur ukończył 70 lat i wszystko wskazywało na to, że jego stanowisko w Japonii będzie ostatnim przydziałem w jego karierze. Tak się jednak nie stało. 25 czerwca 1950 r. komunistyczna Korea Północna zaatakowała Koreę Południową, a 7 lipca MacArthur stanął na czele utworzonych po raz pierwszy w historii sił interwencyjnych ONZ, złożonych z kontyngentów 17 państw z kwaterą główną w Tokio. 15 września jego żołnierze dokonali desantu pod Inchon, który był wielkim sukcesem sił sprzymierzonych (armia północy została odcięta na półwyspie, straciła Seul, 20 tys. zabitych i 135 tys. jeńców) i przechylił szalę konfliktu na stronę ONZ.
Zwycięstwo pod Inchon pozwoliło sprzymierzonym opanować prawie całe terytorium Korei Północnej z Pjongjangiem, aż do granicy z Chinami na rzece Yalu. To z kolei spowodowało zaangażowanie w wojnę sił komunistycznych Chin i kontratak blisko 300 tys. chińskich "ochotników", który zepchnął zaskoczone oddziały ONZ do defensywy. W odpowiedzi MacArthur chciał użyć przeciwko Chinom broni atomowej i półmilionową armię Czang Kaj-szeka, wielokrotnie domagał się od prezydenta Trumana pozwolenia na ataki atomowe przeciwko chińskim miastom. Truman nie chciał wydać na to zgody, w obawie że wciągnie to do konfliktu Związek Radziecki i doprowadzi do III wojny światowej. Zawiedziony brakiem pozwolenia, MacArthur zaczął donosić prasie, że wojna zakończy się amerykańską klęską.

W marcu 1951 r. siły amerykańskie powstrzymały chińską ofensywę i sytuacja na froncie ustabilizowała się. Truman poinformował MacArthura o swojej intencji rozpoczęcia negocjacji w sprawie zawieszenia broni, co wykluczało rozszerzenie wojny na terytorium Chin. W odpowiedzi MacArthur wydał 24 marca swoje własne ultimatum dla Chin, w którym groził uderzeniem, które "doprowadzi czerwone Chiny na próg całkowitego krachu militarnego". Truman uznał to za jawną niesubordynację i 11 kwietnia 1951 r. zdymisjonował generała. O samej dymisji MacArthur dowiedział się z radia, ponieważ Truman lękając się jego reakcji, a przede wszystkim rezygnacji, nie poinformował go o niej osobiście. Douglas MacArthur odszedł po 52 latach służby w wojsku.

Na wieść o jego dymisji płakali cesarz Hirohito i prezydent Korei Południowej Li Syng Man. Komunistyczny świat triumfował. Dymisja MacArthura była szokiem dla społeczeństwa Stanów Zjednoczonych. Truman otrzymał tysiące telegramów z obelgami. Ocenia się, że dwie trzecie Amerykanów było jej przeciwna.
Po swoim powrocie do Ameryki MacArthur był owacyjnie witany przez tłumy. Jego przejazd przez Nowy Jork 20 kwietnia 1951 r. – po 15 latach nieobecności w kraju – stał się triumfalną paradą. Jego przemowa do połączonych izb amerykańskiego Kongresu została przyjęta entuzjastycznie. "Stary żołnierz nigdy nie umiera, nigdy nie umiera, tylko odchodzi" – powiedział na jej zakończenie. Został "Człowiekiem Roku" (1951) magazynu Time. Spodziewano się, że MacArthur będzie ubiegał się o fotel prezydencki podczas wyborów w 1952 r. Z biegiem czasu jednak kulisy jego dymisji zaczynały docierać do opinii publicznej i entuzjazm dla jego kandydatury opadł. Ostatecznie MacArthur nie ubiegał się o fotel prezydencki, który zdobył inny generał z czasów wojny, Dwight Eisenhower.
Ostatnie lata życia MacArthur spędził na Manhattanie w Waldorf Towers. Na Daleki Wschód powrócił jeszcze tylko raz, w 1961 r., zaproszony przez prezydenta Filipin na obchody 15-lecia wyzwolenia. W Manili witały go wówczas ponad 2 mln ludzi. Pod koniec życia stanowczo odradzał prezydentowi Johnsonowi interwencję w Wietnamie, przewidując, że będzie się ona toczyła w jeszcze bardziej niesprzyjających warunkach niż w Korei. Intensywnie też pracował nad swoimi wspomnieniami, wydanymi po raz pierwszy w Nowym Jorku w 1964 roku. Zmarł w niedzielę, 5 kwietnia tego samego roku na marskość wątroby w szpitalu Walter Reed Army Medical Center w Waszyngtonie. Jest pochowany wraz z żoną w Norfolk w bazie marynarki Naval Station Norfolk w specjalnym grobowcu-rotundzie.

Douglas MacArthur uważany jest za jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w dziejach nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale całej historii powszechnej. Montgomery uważał go za jednego z najwybitniejszych dowódców II wojny światowej, ale są i tacy, którzy odmawiają mu jakichkolwiek talentów wojskowych. Miał zagorzałych wrogów i wielbicieli, ale niewielu przechodziło wobec niego obojętnie. Właśnie dlatego pozostaje do dziś jedną z najtrudniejszych do oceny postaci XX wieku.
W propagandzie komunistycznej był ignorowany albo opisywany negatywnie, ponieważ otwarcie głosił, że komunizm jest złem, które należy zniszczyć, walczył z komunizmem w Korei i Japonii, a w czasie II wojny światowej nie wykazał się żadnymi zasługami w Europie, więc z punktu widzenia sowieckiej historii był "nieważny". Poza tym pozwolił sobie na skomentowanie sowieckiego przystąpienia do wojny na Pacyfiku 7 sierpnia 1945 jako próbę kradzieży owoców amerykańskiego zwycięstwa i nie dopuścił do odegrania przez ZSRR jakiejkolwiek roli w trakcie okupacji Japonii. W propagandowej retoryce bloku komunistycznego (w tym również i w Polsce) był symbolem "amerykańskiego ekspansjonizmu zagrażającego pokojowi światowemu".

Manuel Luis Quezon y Molina
ur. 19 sierpnia 1878, zm. 1 sierpnia 1944 w Saranac Lake w stanie Nowy Jork w Stanach Zjednoczonych, polityk filipiński, pierwszy prezydent Wspólnoty Filipin od 15 listopada 1935 do swej śmierci. Założyciel miasta Quezon City.

Manuel Luis Quezon y Molina Fotografia 3. Manuel Luis Quezon y Molina.



















Strona: 1, 2