ARTYKUŁY

Strona poświęcona wojnie na dalekim wschodzie, obejmującej zmagania armii i marynarki Cearstwa Japonii oraz Stanów Zjednoczonych.

Atak na ukrytą bazę japońską.

Wraz z nadejściem jesieni 1943 roku generał Hideki Tojo, minister wojny, oraz jego adiutanci w Tokio musieli dokonać nowej, bardziej pesymistycznej oceny sytuacji na południowo-zachodnim Pacyfiku. Wezbrana fala japońskich sukcesów zaczęła powoli opadać. Seria porażek na Guadalcanalu, na Morzu Bismarcka i na Nowej Gwinei przekonała Tojo, że jego siły są nadmiernie rozciągnięte. Wydał więc zarządzenie nazwane "Nową Polityką Operacyjną".
W ramach tego planu japońscy żołnierze i lotnicy mieli zażarcie bronić każdego skrawka podbitego terytorium i utrzymać obecny stan posiadania do wiosny 1944 roku. Przewidywano, że do tego czasu liczebność japońskich sił powietrznych wzrośnie trzykrotnie, a straty potężnej Floty Cesarskiej zostaną uzupełnione. Wówczas "Banzai" na Australię!

Douglas MacArthur nie zamierzał "wspierać" Tojo w realizacji jego "Nowej Polityki Operacyjnej". W serii błyskawicznych "żabich skoków" wzdłuż północnego wybrzeża Nowej Gwinei, 503. Pułk Piechoty Spadochronowej wylądował na równinie w rejonie Nadzab i szybko opanował tamtejsze lotnisko, natomiast 12 września oddziały desantowe zdobyły osadę Salamaua, a cztery dni później Lae.
Ogromna liczba żołnierzy japońskich znalazła się w kleszczach pomiędzy przyczółkami. Podejmując rozpaczliwą próbę zaopatrzenia odciętych garnizonów w żywność i amunicję, Japończycy zaczęli niemal co noc wysyłać 20-metrowe barki motorowe z Nowej Brytanii przez cieśninę Vitiaz.

Mapa Nowej Gwinei i Nowej Brytanii z zaznaczonymi osadami Lae i Salamuna. Fotografia 1. Mapa Nowej Gwinei i Nowej Brytanii z zaznaczonymi osadami Lae i Salamuna.

W ciągu tygodnia szpiedzy AIB na Nowej Brytanii zameldowali, że główna baza, z której zaopatrzenie dostarczane jest na Nową Gwineę, znajduje się kilka kilometrów w górę rzeki Pulie. Ponieważ to miejsce było położone w głębi lądu, nad wąskim, ledwie nadającym się do żeglugi strumieniem i osłonięte gęstą dżunglą Japończycy uważali je za całkowicie bezpieczne.
Na Nowej Gwinei zaplanowano atak kutrów torpedowych, które miały zniszczyć bazę zaopatrzeniową na rzece Pulie. Każdy kuter, napędzany trzema potężnymi silnikami Packarda, miał 12-osobową załogę i był uzbrojony w cztery karabiny maszynowe kalibru 12,5 milimetra. Japończycy bali się ich. Nigdy nie wiedzieli, gdzie ani z jakiego kierunku kutry, które nazywali "diabelskimi łodziami" lub "zielonymi smokami", uderzą na ich głębokie tyły. Załogi kutrów torpedowych stanowiły połączenie morskiej kawalerii, komandosów i indiańskich zwiadowców z Dzikiego Zachodu. Każdy kapitan zgłosił się do służby ochotniczo, doskonale zdając sobie sprawę, że w okrutnej wojnie na Pacyfiku nie będzie oklasków ani splendorów.

Na tajną misję w górę rzeki Pulie miał wyruszyć pojedynczy kuter torpedowy. Dowodzona przez porucznika Olivera J. "Ollie" Schneidersa jednostka opuściła Nową Gwineę o zmierzchu i wzięła kurs na cieśninę Vitiaz. Bezgwiezdna noc była ciemna i parna. Dwie godziny po wyjściu w morze kuter Schneidersa, z wyciszonymi silnikami wśliznął się do ujścia Pulie. Wokół panowała śmiertelna cisza. Wszyscy na pokładzie zastygli w oczekiwaniu, ponieważ spodziewali się, że wejścia do tak ważnej bazy będą strzegły karabiny maszynowe. Jedynym jasnym punktem wśród ciemności była blada poświata na ekranie radaru kutra.
Wlokąc się z prędkością pięciu węzłów, kuter ruszył w górę rzeki. Porośnięte gęstymi zaroślami brzegi majaczyły zaledwie kilka metrów od burt - były idealnym miejscem na zasadzkę. Napięcie wzrosło, kiedy ciszę rozdarły krzyki egzotycznych ptaków w dżungli.
Jeden z marynarzy stał na dziobie i co chwila opuszczał ciężarek na lince, aby zmierzyć głębokość wody. Gdyby kuter wpadł na mieliznę w samym środku nieprzyjacielskiego terytorium, byłby to koniec misji. Mniej więcej 45 minut po wpłynięciu w koryto rzeki porucznik Schneiders dostrzegł niewyraźne zarysy chat i niewielki pomost. To było to - tajna japońska przystań dla barek.

Amerykański kuter torpedowy PT. Fotografia 2. Amerykański kuter torpedowy PT.

Schneiders naradził się szeptem z nisei, który popłynął z nimi jako tłumacz. Potem nisei spojrzał w stronę ciemnych chat. Przyłożył dłonie do ust i zawołał po japońsku:
- Gdzie możemy przycumować naszą barkę?
Cisza. Marynarze na kutrze zamarli w bezruchu. Ledwie śmieli oddychać. Wydawało się im, że głośne bicie serc zdradzi Japończykom ich obecność. Kilka chwil później w ciemnościach rozległ się japoński głos, a na pomoście zabłysły światła. Oczom Amerykanów ukazały się zabudowania bazy: chaty, magazynu i szopy, ulokowane wśród majestatycznych palm.
Padła komenda:
- Ognia!
To był głos Olliego Schneidersa.
Wszystkie karabiny maszynowe na kutrze plunęły ogniem w zabudowania, wzniecając kilka pożarów, które szybko się rozprzestrzeniały. Jazgot był rozdzierający. Wyrwani ze snu Japończycy biegali we wszystkich kierunkach. Niektórzy dostawali się prosto pod amerykańskie karabiny maszynowe i padali pokotem. Inni uciekali do dżungli. Niebawem cała baza zamieniła się w ogniste piekło. Potężny wybuch wstrząsnął okolicą. kiedy w powietrze wyleciał magazyn amunicji, rozświetlając czarne niebo deszczem płonących szczątków.
Karabiny maszynowe przerwały ogień. Znów zapanowała niesamowita cisza, przerywana wściekłym trzaskiem płomieni pochłaniających bazę. Z pokładu kutra widać było wyraźnie zarysy martwych Japończyków.
- Dobra. Zabieramy się stąd - zawołał Ollie Schneiders.
Nie było czasu na radość z powodu zniszczenia nieprzyjacielskiej bazy. Odgłos strzałów słyszano z pewnością w promieniu wielu kilometrów, a mieli tylko jedną drogę ucieczki - w dół rzeki Pulie.

Kuter torpedowy zawrócił, choć jego ruchy ograniczało wąskie koryto rzeki. Potem ruszył naprzód i zatrzymał się ze zgrzytliwym odgłosem. Ugrzązł na dnie płytkiej rzeki i był wyraźnie widoczny w blasku pożaru. Przez klika minut, które marynarzom wydawały się być wiecznością silnik rzęził i stawał, wreszcie jednak łódź uwolniła się z potrzasku. Ludzie na pokładzie odetchnęli z ulgą.
Ku zdumieniu Amerykanów nikt do nich nie strzelał, kiedy kuter płynął z powrotem. Przed świtem Ollie Schneiders i jego załoga dopłynęła do bazy w Morobe.

Prowadzona w myśl zasady "uderzaj na nich tam, gdzie ich nie ma" kampania MacArthura wzdłuż północnego wybrzeża Nowej Gwinei nabierała rozpędu. Finschhafen - na samym koniuszku półwyspu Huon padło 2 października 1943 roku, zaś australijscy "kopacze" zajęli Wau i posuwali się ścieżkami przez dżunglę w kierunku Madangu, portu położonego 260 kilometrów na północny zachód od Lae. Eskadra składająca się ze 100 bombowców George'a Kenneya zbombardowała kwaterę główną japońskiej 18. Armii w Wewak, niszcząc na ziemi ogromną liczbę japońskich myśliwców i bombowców.

W tym samym czasie admirał "Bull" Halsey zdobył lub ominął garnizony japońskie w centralnej części Archipelagu Salomona - na zachód od Guadalcanalu. Następnie skupił się na Bougainville, najdalej na zachód wysuniętej wyspie archipelagu. W ciągu 21 miesięcy okupacji Japończycy przekształcili Bougainville w groźną fortecę. Zbudowali pięć lotnisk, a szóste było na ukończeniu.
Kiedy w kwaterze głównej Halseya na Nowej Kaledonii zastanawiano się gorączkowo nad prawdopodobnym rejonem lądowania na Bougainville, nadeszła wiadomość od Jacka Reeda i Paula Masona, dwóch najbardziej aktywnych szpiegów na wyspie. Wiadomość głosiła, że chociaż większość krajowców jest nastawiona przyjaźnie wobec aliantów, to Japończykom udało się pozyskać mieszkańców kilku wiosek. Po inwazji na Bougainvi1le te sympatyzujące z Japończykami wioski mogą stanowić poważne zagrożenie dla alianckiego zaplecza.

Gdy tylko jedna ze sprzyjających Japończykom wiosek została zlokalizowana, alianci zbombardowali ją a następnie zrzucili nad pobliskimi wioskami ulotki napisane łamaną angielszczyzną ostrzegając je, aby nie ściągały na siebie bomb. Jedna z ulotek zrzuconych nad Bougainville głosiła:

SITROG PELA TOK BILOG NAMBAYWAN KIAP BILOG OMASTA. (Poważne ostrzeżenie od wielkiego białego wodza).
OL IUPELA MAN BILOG BUKAPASIS NO BILOG BUTN NA KIETA. (Do wszystkich mieszkańców przełęczy Buka, Buin i Kieta).
DISPELA TOK MIGIVIM IU I STRAITPELA TOK. (Przemawiamy do was szczerze).
PLES KANAK OLIKOLIM SORUM I AMBAG TLINAS LOG KIAP. (Wioska Sorum była nielojalna).
HIRAM TOK BILOG JAPAN NAU ALPIM JAPAN. (Przyjmowała rozkazy od Japończyków i pomagała Japończykom).
ORIAT TROWEI BOMB OLSEM DAINAMAIT LOG IN NAU. (Teraz ją zbombardowaliśmy).
I NO LONGTAIM NO MIPELA OLGETA IKAM WANTAIM OLD SOLJA BILOG AMERIKA (Niedługo przyjdziemy ze wszystkimi amerykańskimi żołnierzami,)
NA RAUISM OLD JAPAN NA KILIM OLGETA NAU ME,KIN (aby wyrzucić Japończyków i zabić ich wszystkich, i ukarać)
SAVE OLMAN I ALPIM JAPAN. (wszystkich, którzy im pomagają).
IUPELA I LUKAUT. (Zostaliście ostrzeżeni).

Przed amerykańską inwazją na Bougainville przygotowano pomysłową mistyfikację na wyspie Shortland, sąsiadującej od południa z Bougainville. Agenci AIB zeszli na brzeg w kilkunastu punktach wybrzeża i rozmyślnie pozostawili ślady swojej obecności. Japońskie samoloty zwiadowcze niemal codziennie latały na niskim pułapie nad tymi samymi plażami, robiąc zdjęcia. Niebawem bombowce Kenneya zrzuciły swój ładunek w rejonie rzekomych plaż inwazyjnych. Japońscy dowódcy na Bougainville chwycili przynętę i zaczęli przerzucać żołnierzy, artylerię oraz ciężki sprzęt na Shortland.

Na moment inwazji na Bougainvillę - dzień "L" - wybrano 1 listopada 1943 roku. O 6:31 mistyfikacja weszła w nową fazę - zespół uderzeniowy złożony z czterech lekkich krążowników i ośmiu niszczycieli zajął pozycje przy brzegu i wystrzelił na Shortland setki pocisków. Potem łodzie desantowe wypełnione żołnierzami amerykańskiej piechoty morskiej wylądowały na plaży, ale nie na Shortland, tylko l00 kilometrów dalej na północ, w Zatoce Cesarzowej Augusty.
W tym rejonie było zaledwie około 300 żołnierzy japońskich, którzy mogli przeciwstawić się inwazji. Połowa z nich poległa, a reszta uciekła głęboko w dżunglę. W dniu "L+10" (dziesięć dni po dniu "L") marines dotarli wystarczająco daleko w głąb wyspy, by można było przystąpić do prac na lotniskach, z których bombowce Kenneya miały niebawem rozpocząć naloty na twierdzę w Rabaulu.

Teraz, kiedy MacArthur był już niemal w połowie drogi wzdłuż północnego wybrzeża Nowej Gwinei, skoncentrował się na Nowej Brytanii - wielkiej, okupowanej przez Japończyków wyspie, którą od Finschhafen dzieliła cieśnina Vitiaz szerokości 65 kilometrów. Na północno-wschodnim krańcu Nowej Brytanii znajdowała się japońska twierdza Rabaul z kotwicowiskiem dla floty, pięcioma lotniskami wojskowymi i 60000 dobrze przygotowanych żołnierzy.
W pierwszym tygodniu grudnia 1943 roku dwaj agenci AIB, Australijczyk i Amerykanin, wraz z dziewięcioma krajowcami, którzy przeszli intensywne szkolenie szpiegowskie, wsiedli na pokład kutra torpedowego w Morobe u wschodnich wybrzeży Nowej Gwinei. Kuter o nazwie "Jack o'Diamonds" dowodzony przez porucznika Edwarda I. Farleya, wyruszał na ściśle tajną misję, która jak stwierdził dowódca eskadry, komandor porucznik Barry Atkins, mogła dostarczyć nieco emocji.
Atkins, który brał udział w wyprawie jako "dowódca taktyczny" wyjaśnił, że dwóch agentów AIB i dziewięciu krajowców zejdzie na ląd pod osłoną nocy, aby rozpoznać nieprzyjacielskie pozycje i ocenić siły przeciwnika wokół przylądka Gloucester na południowo-zachodnim cyplu Nowej Brytanii. To było wszystko, co Atkins wiedział o misji - lub co chciał ujawnić. Gdyby Ed Farley i jego ludzie zostali schwytani i poddani torturom, nie mogliby zdradzić Japończykom tego, czego nie wiedzieli. Dopiero później porucznik i jego załoga poznali prawdziwy powód swojej misji: nazajutrz po Bożym Narodzeniu wojska generała MacArthura miał€ dokonać desantu na przylądek Gloucester. Pierwszym celem naczelnego dowódcy było uchwycenie lotniska, z którego od świtu do zmierzchu bombowce George'a Kenneya mogłby przeprowadzać naloty na Rabaul.
Kuter torpedowy Eda Farleya zapuszczał się na wody kontrolowane przez Japończyków. Dodatkowo wyznaczona trasa prowadziła przez zdradziecką cieśninę Siassi. Była to najkrótsza droga, która zapewniała największe szanse dotarcia do przylądka Gloucester niepostrzeżenie. Powodzenie wyprawy zależało w ogromnym stopniu od umiejętności nawigatora, porucznika Erica N. Howitta z Królewskiej Australijskiej Marynarki Wojennej, który miał przeprowadzić "Jacka o'Diamondsa" przez cieśninę. W czasie pokoju ten 52-letni oficer pracował na plantacji kopry i pływał na wodach przybrzeżnych Nowej Brytanii i Nowej Gwinei przez 15 lat.

Amerykański kuter torpedowy wyławia z oceanu japońskiego marynarza. Tacy jeńcy często dostarczali ważnych informacji. Fotografia 3. Amerykański kuter torpedowy wyławia z oceanu japońskiego marynarza. Tacy jeńcy często dostarczali ważnych informacji.

"Jack o' Diamonds" wyruszył o zmroku. Jak przewidywano, podróż przez cieśninę była powolna i niezwykle wyczerpująca. Porucznik Farley stał przy sterze i czujnie reagował na wszystkie instrukcje niewzruszonego Erica Howitta. Pokonanie cieśniny długości sześciu mil zajęło ponad godzinę. Tuż po 23:00 operator radaru na kutrze zameldował, że z lewej burty pojawiły się na ekranie niezidentyfikowane obiekty. Wygaszono silniki. Jakiś czas później, w odległości niespełna 50 metrów, pojawiły się w ciemnościach kontury czterech japońskich barek wyładowanych żołnierzami i płynących jedna za drugą w przeciwnym kierunku. Strzelcy Farleya trzymali palce na spustach: karabiny maszynowe "Jacka o'Diamondsa" bez trudu mogłyby zdmuchnąć ten tłusty kąsek z powierzchni wody.
Komandor Bany Atkins walczył ze straszliwą pokusą by dać rozkaz zatopienia barek. Jego tajna misja miała jednak priorytet, toteż "Jack o'Diamonds", dryfował na jałowym biegu, a tymczasem barki nadal płynęły przeciwnym kursem i niebawem zniknęły z zasięgu ich wzroku. Wtedy silniki kutra torpedowego Zaczęły znowu pracować.
Po dotarciu do wyznaczonej plaży w pobliżu przylądka Gloucester silniki kutra ponownie wyłączono i "Jack o'Diamonds" zatrzymał się 100 metrów od brzegu. Panowała niesamowita cisza. Członkowie załogi szeptali, że czują zapach gotowanego przez Japończyków posiłku. Ciemna noc była idealna, by zakraść się niepostrzeżenie na brzeg i... wpaść prosto w zasadzkę.
Z twarzami pomalowanymi na czarno i starannie spakowanym ekwipunkiem, by uniknąć zdradliwego grzechotania, obaj agenci AIB oraz towarzyszący im krajowcy zaczęli pospiesznie zajmować miejsca w dwóch pontonach. Były to nerwowe chwile. Najlżejszy hałas mógł zdradzić, ich obecność. Kiedy ostatni uczestnik usadowił się w pontonie, za burtę wypadło wiosło. Wydało jedynie cichy plusk, lecz w uszach uczestników misji oraz członków załogi kutra zabrzmiał on jak wystrzał armatni. Byli pewni, że ten dźwięk obudził generała Tojo w Tokio.
Wiosłując tak cicho, jak się tylko dało, grupa zwiadowcza dotarła do plaży szczęśliwie, ukryła pontony w pobliskich zaroślach i zniknęła w dżungli. Ustalono, że agenci AIB nawiążą łączność, aby dowódca kutra wiedział, iż dotarli już do brzegu i zamierzają wyruszyć w głąb wyspy.
Porucznik George Walbridge stał na pokładzie "Jacka o'Diamondsa", zaledwie o rzut kamieniem od plaży i trzymał niecierpliwie przy uchu krótkofalówkę. Nagle dobiegł z niej grzmiący głos z australijskim akcentem:
- Dobra, jankesi, jesteśmy na lądzie!
Walbridge skrzywił się gniewnie. Jeśli plusk wiosła nie wyrwał generała Tojo z łóżka, z pewnością sprawił to ten głośny meldunek.
- Powodzenia! - szepnął Walbridge.
Potem kuter torpedowy skierował się z powrotem do Morobe. Dwa tygodnie później porucznik Ed Farley na swoim "Jacku o'Diamondsie" wrócił na tę samą plażę, by zabrać zespół zwiadowczy. Mało kto z członków załogi kutra spodziewał się, że ujrzy jeszcze agentów AIB i krajowców. Mimo to zjawili się w wyznaczonym czasie - wyczerpani, zarośnięci, brudni, ale weseli. Wchodząc na pokład stojącego tuż przy brzegu kutra, Australijczyk zawołał: - O rany, co za parszywe dwa tygodnie!
- Wynośmy się stąd do wszystkich diabłów - szepnął porucznik Farleys.
Czterdzieści osiem godzin później obaj agenci zameldowali się w kwaterze głównej generała MacArthura, by przekazać uzyskane informacje na temat liczebności japońskich oddziałów, ich pozycji i fortyfikacji w rejonie przylądka Gloucester.
Dwudziestego szóstego grudnia, tak jak zaplanowano, amerykańska 1. Dywizja Piechoty Morskiej zeszła na brzeg na przylądku Gloucester. Po czterech tygodniach zaciętych walk marines opanowali lotnisko. Ci, którzy przeżyli, nie mogli wiedzieć, że zawdzięczają życie amerykańskiemu i australijskiemu agentowi AIB oraz ich dziewięciu tubylcom pomocnikom.

Autor: William Breuer. Źródło: "Nieznana Wojna MacArthura", wydawnictwo Amber.